piątek, 12 sierpnia 2016
Inna #38
Do Twoich uszu dobiegł odgłos wystrzałów z jakiejś cięższej broni. Powoli wstałaś z podłogi i najciszej, jak umiałaś, poszłaś do kabiny pilotów. Zastałaś tam widok niecodzienny... Emilie, Bucky, a nawet Steve (!) z karabinami snajperskimi w ręku, strzelający do jakiś ludzi.
– Allie, dobrze, że jesteś! Weź czwarty karabin i tam masz okno. Rozbij szybę i strzelaj do tych ludzi. – Emilie próbowała przekrzyczeć odgłos pocisków uderzających o statek, oraz tych, które wylatywały z pistoletów. – Umiejętności tamtej zgrai poparańców są na poziomie Szturmowców, dlatego się nie obawiaj, tylko strzelaj! Zostało ich tylko... trzynastu!
– Było koło pięćdziesięciu... – burknął pod nosem Steve.
– Ta, byłoby ich znacznie mniej, gdybyście nie starali się za wszelką cenę uratować ich tłustych tyłków, tym samym pozwalając im na wezwanie posiłków! Do takich organizacji nie przyjmują zazwyczaj ludzi z wesołą rodzinką i zgrają bachorów, żeby jak gdyby coś, nie było żałoby. – warknęła White.
– A Barton? On też ma rodzinę. – prychnął Rogers.
Emilie zacisnęła szczękę. Nie wiedziała, kim jest Barton, ale mogła się domyślać i błagać, by trafiła.
– I siedzi tam uwiązany! Wiesz, co przeżywa ta rodzina?
Gdy przypomniało Ci się, że tam, w tym bunkrze, są Twoi przyjaciele, w błyskawicznym tempie chwyciłaś oparty o ścianę karabin, podeszłaś do okna i... wystrzeliłaś ich wszystkich jak muchy. Za Twoich przyjaciół. Za cały ból, jaki przeżyłaś w życiu, mimo że większość sądziła, że Twoje życie jest piękne, super-fajne i przesiąknięte idealizmem. Szkoda, że ci ludzie nie wiedzą, jak to jest wyruszać na każdą kolejną misję, z śmiercią, towarzyszącą Ci na każdym kroku.
– Proszę. Teren czysty. – niedbale odgarnęłaś włosy, odłożyłaś karabin na półkę i wróciłaś do przedziału, w którym siedziałaś wcześniej.
– Cóż... – westchnął Steve i odłożył swoją broń, obok Twojej broni – Przynajmniej wiemy, co się stanie, gdy ją zdenerwujemy...
– Wygada wszystko, co wie i zabije każdego, kogo spotka na swojej drodze. Istna sielanka. – parsknął Barnes.
Emilie odłożyła karabin na podłogę i bez komentarzy, które wprost cisnęły jej się na usta, podeszła do sterów i powoli wylądowała na dachu. Bucky i Steve stanęli przed wejściem, jakby chcieli zrobić wrażenie typu "Ha! Widzicie nas? Jesteśmy na środku wyjścia i nawet stoimy symetrycznie! I skopiemy wam dupska!" problem był jedynie taki, że podziwiać ich symetryczne ustawienie mogły podziwiać jedynie trupy, Ty, która zdecydowanie nie miała do tego humoru oraz mająca na wszystko wywalone Emilie, dla której liczyło się jedno - wykonać misję. Nieważne, w jaki sposób i nie zastanawiała się, jak to będzie wyglądać.
White otworzyła fanom symetrii kładkę, wyłączyła silniki i wyszła z pojazdu sprężystym krokiem. Zatrzymała się pomiędzy Stevem, a Buckiem i skrzywiła się lekko. Na dachu budynku, na który mieli zejść, leżało pełno.zimnych trupów, zalanych szkarłatną cieczą.
– No... to tyle z czystych butków. – dziewczyna skrzywiła się nieco i ostrożnie przesunęła nieżywego, rudowłosego mężczyznę, który, gdyby żył, z pewnością wygrałby kasting do roli generała Huxa z Gwiezdnych Wojen.
– Przecież masz czarne glany! Krwi nie będzie widać... – burknął były Zimowy Żołnierz i pewnie zszedł na ziemię, omijając trupy, porozrzucane praktycznie wszędzie.
Emilie przecząco pokręciła głową i zeszła na ziemię. Wykonując akrobatyczne ruchy, przeskakiwała ponad ciałami. W pewnym momencie potknęła się o coś, zachwiała się do tyłu i wylądowała prosto w ramiona Steve'a. Przechyliła głowę do tyłu i uśmiechnęła się miło do blondyna. Bez słowa (co aż dziwne!) podniosła się na własne nogi i przyjrzała się wystającemu z łodzi uchwytu. Odsunęła nogą głowę leżącego koło uchwytu mężczyzny i uśmiechnęła się dumnie, gdy ujrzała właz. Chwyciła uchwyt dłońmi i pociągnęła go do siebie, jednak ten ani drgnął.
– Daj to. – westchnął Steve, odsunął dłonie dziewczyny i z łatwością wyrwał wieko z zawiasów.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową i wskoczyła do środka. Wylądowała na metalowej podłodze i od razu wyjęła pistolet zza pasa. Przed nią stała trójka mężczyzn odzianych w czarne stroje i z pistoletami maszynowymi.
Emilie zagryzła wargi, zacisnęła powieki i trzykrotnie pociągnęła za spust, powodując, że mężczyźni w czerni, zanim jeszcze zdążyli zareagować, padli martwi.
– Wszystko okej, Em? – usłyszała z góry.
– Ta... Chodźcie, bo zapowiada się niezła impreza. – westchnęła, wyminęła ciała i podążyła korytarzem.
Wbrew pozorom, ta baza w cale nie była taka duża. Emilie, Steve i Bucky z łatwością doszli do drzwi, których strzegło aż pięcioro mężczyzn w czarnych uniformach i z karabinami.
White posłała chłopakom znaczące spojrzenie. Steve, niewiele myśląc, chwyciła tarczę i cisnął nią w stronę ochroniarzy. Mężczyźni wydali z siebie ciche jęki i pogrążeni w głębokim śnie, padli na ziemię. Buck jako pierwszy wyszedł zza zakrętu i pokonał dystans, dzielący go od szklanych drzwi, w których zauważył siwowłosego, szczupłego i wysokiego mężczyznę, dwóch ochroniarzy i skuloną w kącie, w kaftanie bezpieczeństwa, brązowowłosą dziewczynę o zielonych oczach.
CDN
- By Spajderowa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ekstra kiedy next? 💙💙💙💙
OdpowiedzUsuń