sobota, 16 kwietnia 2016

Inna #10

(Odsyłam do poprzedniej części)
Spałaś. Czułaś, że ktoś Cię niesie. Miło kołysałaś się w ramionach osoby, która Cię niosła. Po chwili kołysanie ustało. Ktoś Cię gdzieś położył, usłyszałaś trzaśnięcie drzwi. Otwarłaś jedno oko.
-Tony...?-Wyszeptałaś, jednak nie uzyskałaś odpowiedzi. To Cię zdziwiło. I to mocno. Poczułaś, jak pojazd, w którym się znajdowałaś rusza. Szybko oprzytomniałaś i zaczęłaś rozglądać się po samochodzie, jednak nie zobaczyłaś zbyt wiele. Tylko czarną tapicerkę i mężczyznę siedzącego za kierownicą. Ktoś założył Ci worek na ziemniaki na głowę. Próbowałaś się jakoś szarpać, oswobodzić, zrobić cokolwiek. Nie miałaś żadnej broni, gdyż zostawiłaś ją w domu. Nie miałaś jak uciec.
-Cii... Będzie dobrze.-Usłyszałaś tylko. Ktoś włożył jakąś śmierdzącą chusteczkę pod twój worek. Odurzona zapachem zasnęłaś. Na dobre. Nie czułaś nic. Po jakich drogach jedziecie, żadnych zapachów, dźwięków... Czegokolwiek. W pewnym momencie poczułaś uwierające Cię liny, zawiązane gdzieś na wysokości klatki piersiowej, nóg i rąk. Otworzyłaś oczy. Wokół panowała całkowita ciemność. Próbowałaś wytężyć wzrok, jednak to nic nie dawało. Parę  metrów przed sobą zobaczyłaś błysk światła. Na oświetlonym terenie stały dwa krzesła, a na krzesłach siedzieli Ajax i Stane.
-S-Stane? Ty zdrajco!-Krzyknęłaś, jednak z twoich ust wyszedł niezrozumiały bełkot. W usta również miałaś włożoną szmatę. Mężczyźni spojrzeli na siebie.
-Stane, jak myślisz, księżniczka chciałaby coś powiedzieć?-Spytał Ajax. Stane uśmiechnął się ironicznie.
-Pozwólmy jej powiedzieć te nieistotne dla jej życia słowa...-Stane machnął ręką. Ajax podszedł do Ciebie i wyjął z twoich ust kawałek materiału. Gdy jego palce znalazły się w pobliżu twoich ust, wysiliłaś się i spróbowałaś ugryźć swojego oprawcę, w skutek czego przewróciłaś się na krześle, a Ajaxowi nic się nie stało.
-Wy dupki...-Powiedziałaś ignorując ból, wydobywający się z okolic twojej żuchwy. Ajax uśmiechnął się ironicznie i wrócił na swoje miejsce.
-Zanim zemszczę się na tobie za to, co zrobiłaś Pepper... Mój partner chciałby się od Ciebie czegoś dowiedzieć.
-Naprawdę? Pepper nie była na tyle silna, żeby mi dokopać? Ale sobie dziewczynę znalazłeś...-Powiedziałaś, nieustannie próbując przechylić krzesło do tyłu.
-Uuu... Mamy wyszczekaną panienkę...-Powiedział z ironią Francis.
-Co? Twój parter zapomniał języka w gębie?-Powiedziałaś z ironią.
-Zamknij się, [a se wstawię cenzurę].-Warknął w twoją stronę Stane.-Chcielibyśmy się dowiedzieć co nieco o nowej broni twojego chłopaka, Starka.-Powiedział już spokojniej. Ty już nie mogłaś. Wszyscy brali was za parę. Wszyscy! Czy oni nie mogli pojąć, że tak nie jest? A może jest...? To była jedna z bardziej zagmatwanych spraw twojego życia. Byliście blisko, owszem, ale to nie była bliskość typu para... Co najwyżej para przyjaciół... (Już nie długo) Już nie długo zabijesz autorkę. (Tak, wiem o tym. Nie martw się!) Wracając, Ciebie takie pochopne wnioski denerwowały już zbytnio, więc postanowiłaś je wyjaśnić.
-Ludzie, ogarnijcie się! My NIE jesteśmy razem! Tak trudno zrozumieć?! Poza tym, ja nic nie wiem o żadnej nowej broni! Bo gdyby była, to by mi powiedział!-Mówiłaś zdenerwowana. Stane pokręcił głową.
-Mówiąc "To by mi powiedział" to znaczy, że mówicie sobie o wszystkim, a takie zachowania są dobre dla par. Czyli jesteście razem.-Stwierdził Ajax.
-A o broni na pewno wiesz. To niemożliwe, żebyś mieszkała z nim pod jednym dachem i nic nie wiedziała o jego planach! Dlatego z całego serca Ci radzę, jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swojego Tonusia, to zacznij gadać!-Powiedział oschle Stane. Postanowiłaś nie zawracać sobie głowy tym staruszkiem i jak wrogowie z czasów szkolnych pogawędzić z Ajaxem.
-Dobrze, mam okres!-Powiedziałaś do Francisa, który nie mogąc się połapać w zaistniałej sytuacji, po prostu milczał.-No co? Mówię Ci o wszystkim, czy to znaczy, że jesteśmy parą?-Powiedziałaś do niego, całkiem poważnym tonem. Stane spojrzał na Ajaxa.
-Francis, idioto! Posadziłeś ją na zabytkowym krześle! Krew się tak łatwo nie zmywa!-Krzyczał Stane. Francis wzruszył ramionami.
-To pan dał to krzesło...-Powiedział.
-Nie! To Ty dałeś to krzesło!-Wykłócał się.
-Nie? To TY.
-No właśnie nie! Durny jeden!
-Durny jeden? To nie ja podstawiłem to krzesło...
Cała ich kłótnia... Ach ta ich kłótnia... Już sensowniejsza wydała Ci się kłótnia Tony'ego i Wade'a, o to, która z was jest ładniejsza. Ty czy Vanessa. Jasne, że Ty. Jesteś najlepsza! Śmiałaś się całą ich kłótnię.
-Mamo... Wy jesteście jacyś cofnięci w rozwoju, czy jak? Ta kłótnia jest durna tak samo jak wy obaj razem wzięci! Plus ta cała Pepper...-Powiedziałaś. Mężczyźni chyba dopiero teraz przypomnieli sobie o twoim istnieniu.
-Zamknij się!-Powiedział Ajax, podszedł do Ciebie i z całą premedytacją kopnął Cię w szczękę. Ból był nie do wytrzymania, jednak nie krzyczałaś, nie chciałaś okazywać swoich słabości. Mimo swoich prób powstrzymywania bólu, po twoim policzku zleciała samotna łza. Mężczyzna jeszcze nie odszedł. Szarpnął krzesłem, na którym siedziałaś i przewrócił je do tyłu. Gdyby nie wysokie oparcie, uderzyłabyś głową o zimny beton, który spowodowałby ranę nie do uleczenia.
-O... Naszej księżniczce zabrakło języka?-Powiedział Francis. Postanowiłaś popsuć im humory.
-Wiesz... Gdybyście mnie usadzili w dogodniejszej pozycji, odzywała bym się częściej... Jednak jeśli nie chcecie słuchać wyjaśnień, dotyczących nowej broni, to nie.-Wzruszyłaś ramionami. Mężczyźni spojrzeli na siebie.
-Usadź ją jakoś normalnie.-Stwierdził Stane. Ajax posłusznie wykonał jego polecenie i wrócił na swoje miejsce.
-No! Od razu lepiej!-Powiedziałaś z sztucznym uśmiechem na ustach.
-A teraz mów, co wiesz o tej broni. -Zarządził Stane. Rozejrzałaś się.
-Chodź bliżej. Nie przy Ajaxie. Jeszcze wykorzystałby ją do swojego programu, którego nazwy nie da się nawet spamiętać, bo pan Ajax chyba nie ma smykałki do wymyślania nazw. Bo gdyby ją wykorzystał, nie byłbyś niepokonany. -Powiedziałaś. Stane powoli podniósł się z krzesła i podszedł do Ciebie, nachylił się nad twoimi ustami.
-To różowy, zabawkowy pistolet w kwiatuszki. Idealny do robienia krzywdy niegrzecznym, brzydkim staruszkom. Takim jak Ty.-Powiedziałaś półszeptem. Niezadowolony z twojej odpowiedzi mężczyzna z całą swoją siłą uderzył Cię w twarz. Z początku nic nie czułaś, jednak po chwili odezwał się piekący ból. Mimo bólu postanowiłaś nadal być twarda.
-Dalej! Tylko na tyle Cię stać?!-Krzyknęłaś. Stane zaśmiał się ironicznie.
-Może i ból na Ciebie nie działa... Jednak mamy coś, co na pewno skłoni Cię do myślenia... Ajax, kino domowe!-Powiedział władczym tonem mężczyzna. Francis podszedł do jednej z ścian i nacisnął przycisk. Włączyła się kolejna lampa, która oświetliła ogromny ekran, z livem z innego pomieszczenia. Przez chwilę panowała całkowita ciemność, jednak pokrótce to się zmieniło i w pokoju włączyło się mocne, żółte światło. Ściany były szare, w niektórych miejscach widniały odpryski od farby, jednak nie brzydota pokoju  Cię przeraziła, lecz sam fakt, że w jego środku stało krzesło, a do krzesła przywiązany był Tony Stark. Spał i nic nie wskazywało na jesgo szybki przebudzenie się. Obok niego stało dwóch strażników z strzelbami i pistoletami u pasa.
-Twój Tony... Piękne, prawda? No cóż... Jeśli nie chcesz gadać, to nie. Tylko takie jedno małe domówienie. Widzisz tę konstrukcję na ścianie?-Stane wskazał palcem na panel z wystającymi kablami.-To bomba. Za tobą jest taka sama. Gdy tylko opuścimy to miejsce, bomba wybuchnie, dzięki czemu, jak możesz się domyślać, oboje zginiecie... Gdzieś tam w innych pokojach są też tamci, co byli u Ciebie w nocy. Niestety, nie zamontowaliśmy tam kamer. To co? My idziemy, a Ty i twój Tonyś tu sobie umierajcie. Papa!-Powiedział Stane i skierował się w stronę drzwi. Po twoim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Stane już miał wychodzić i gasić światło, jednak w ostatniej chwili odezwałaś się.
-Nie! Stójcie! Powiem wam wszystko! A jak już wam tak bardzo zależy na naszej śmierci, to oszczędźcie Tony'ego i zabijcie mnie!-Mówiłaś przez łzy. Teraz nawet nie próbowałaś ich uspokoić. Pozwoliłaś im spływać wartkim strumieniem po twoich policzkach. Stane uśmiechnął się ironicznie.
-Grzeczna dziewczynka...-Powiedział i wrócił na swoje miejsce.-To jak z tą bronią?
Wzięłaś głęboki oddech i uspokoiłaś tętno.
-Stark postanowił zbudować specjalną zbroję...-Powiedziałaś. Stane podparł głowę o rękę.
-Interesujące. Kontynuuj.-Powiedział, a Ty wzięłaś kolejny oddech.
-Ta zbroja... Jest czerwono-złota. Chroni przed postrzałami i umożliwia latanie...-Powiedziałaś. Nie chciałaś wspominać o strumieniu wydobywającym się z rękawic. Niech nie wiedzą, mniej ludzi będzie cierpiało przez tych szaleńców. Stane wydawał się naprawdę oburzony.
-I to tyle?!-Krzyknął. Jego głos był oschły i stanowczy. Koleś najwidoczniej nie mógł się pogodzić z faktem, że nie dla psa kiełbasa... Chociaż nie, to sformułowanie obraża psy. Stane jest za idiotyczny, żeby wymyślić przysłowie, które nikogo nie urazi... Podniosłaś na niego swoje smutne i pełne niepokoju oczy.
-Jest wykonana z żelaza najlepszej jakości...-Również skłamałaś. Gdybyś powiedziała, że to złoto i stop tytanu, oni od razu wiedzieliby, jak to zniszczyć.
-Coś więcej?-Spytał zaintrygowany. Ajax cały czas podpierał się o ścianę.
-Stane, ja też chciałem jej wynagrodzić krzywdy, jakie wyrządziła Pepper...-Mruknął pod nosem.
-Co? Tak, tak, Francis. Już kończymy. To coś jeszcze?-Spytał. Zamyśliłaś się. Jakie kłamstwo by mu jeszcze wcisnąć...? Już masz!
-Ma darmowy dostęp do internetu...-Burknęłaś.-Wiecie, jak bardzo nie chciałam tego mówić? Jednak muszę mówić wszystko...
Stane'owi i Ajaxowi zaświeciły się oczy.
-D-darmowy dostęp do internetu?-Spytał pełen nadziei Stane.
-I do facebooka?-Powiedział równie pełen nadziei Francis. Kiwnęłaś potakująco głową. No proszę, to tylko wskazuje, jak bardzo nasze społeczeństwo jest uzależnione od internetu... Oddychamy facebookiem! Wstawiamy na niego wszystko! Co jemy, co pijemy... Niedługo będziemy wstawiać zdjęcia naszych kup, z jakimiś ckliwymi cytatami... Nie wiedziałaś, czy masz się śmiać, czy rozpaczać nad ich niedolą...  Stane wyprostował się.
-To mnie zainteresowałaś...-Stwierdził Stane.-Teraz, gdy ja już swoje wiem, oddam Cię w ręce Ajaxa.-Powiedział i opuścił pokój. Na ustach Francisa pojawił się psychopatyczny uśmiech. Również gdzieś zniknął, ale akurat on wrócił z wózkiem, na którym porozkładane miał różne narzędzia chirurgiczne. Skręciło Cię w żołądku, gdy pomyślałaś, co on może z tobą robić...
-Nie mam raka.-Postanowiłaś chociaż ukryć twój strach, zbyt dużą pewnością siebie. Niestety, twój misterny plan zepsuł twój drżący głos. Mężczyzna przyjrzał się swoim narzędziom. Po chwili namysłu chwycił za skalpel. Ścisnęło Cię w żołądku, a w twoich oczach pojawiły się przebłyski strachu.
-To co? Zabawimy się?-Powiedział i przeciągnął narzędziem wzdłuż twojego odsłoniętego brzucha. Rana była dość głęboka, więc nic dziwnego, że pojawił się piekący ból. Postanowiłaś jednak być silna.-Nie boli?-Spytał zasmucony.
-Będziesz się musiał bardziej postarać...-Powiedziałaś z wrednym uśmieszkiem. Francis pokręcił głową i chwycił za blaszany pojemniczek. Włożył do niego rękę i wyjął z niego garść soli, którą obficie sypnął na twoją ranę. Z twoich ust wydobył się krzyk bólu i obiecanej zemsty. Twój przerażony wzrok, zmienił swój wyraz na rozgniewany i żądny zemsty. Palcami próbowałaś dotknąć rany, żeby się zagoiła, jednak to nie działało. Najwidoczniej twoja moc oddziaływała jedynie na inne osoby, a na Ciebie nie.
-To nie sprawiedliwe.-Syknęłaś.-Ja nie skrępowałam Pepper i ona miała możliwość bronienia się. Nie moja wina, że nie umiała i wybrałeś sobie dziewczynę nic nie umiejącą!-Warknęłaś. Francis uderzył Cię w twarz.
-Milcz! To ja tu wyznaczam granice!-Krzyknął i zrobił kolejne nacięcie na twoim brzuchu i ręce. Postanowił zastosować inną taktykę. Na ranę na ręce nasypał trochę soli i brudu, a do rany na brzuchu przyłożył rozżarzony węgiel. Krzyczałaś z bólu.
-O... Jednak boli? No tak... Jak mi przykro...-Powiedział teatralnie i w tym samym momencie zrobił kolejne nacięcie wzdłuż twojej tętnicy. Przecież Ty się zaraz wykrwawisz! Postanowił nie przedłużać i szybko sypnąć w nią odrobiny soli i brudu, a to wszystko przypieczętować kolejnym rozżarzonym kamieniem. Powtórnie krzyknęłaś, jednak nie tak głośno, jak poprzednio. Francis spojrzał na swój czarny zegarek.
-No cóż... Czas się zbierać. Za 15 minut wybuchnie tamta bomba.-Wskazał palcem na ścianę za tobą. Zrobił dwa kroki w tył i zahaczył o swój wózek. Usłyszałaś cichy brzdęk, jakiegoś narzędzia chirurgicznego. Francis przeklął pod nosem. Bez pożegnania chwycił za rączkę od wózka i zostawił Cię samą, przy zapalonym świetle. Spojrzałaś pod swoje nogi. Obok twojej stopy leżał malutki nożyk. Próbowałaś go wybić stopą, żeby upadł Ci na kolana, żebyś mogła rozciąć krępujące Cię liny. Niestety nożyk poleciał parę kroków dalej. Chciałaś zdobyć go za wszelką cenę. Rozbujałaś się na krześle i poleciałaś do przodu, uderzając o ziemię bolącą żuchwą. Syknęłaś z bólu, jednak nożyk leżał teraz niecałe 2 centymetry od Ciebie. Z trudem, ale jednak, chwyciłaś go w usta. Teraz rozbujałaś się do tyłu na tyle, żeby powrócić do pozycji stojącej. Udało Ci się. Wyplułaś nożyk na kolana i chwyciłaś go ręką. Z trudem rozcięłaś liny na rękach i chciałaś rozciąć te na nogach, do czego musiałaś się schylić, co sprawiło Ci niewyobrażalny ból. Dopiero teraz go odczułaś. Rękę, na której Francis zrobił ostatnie cięcie również miałaś całą okrwawioną. Nie zważając na niedogodności losu rozcięłaś wszystkie liny i poszłaś szukać drogi ucieczki. Przed tym zdążyłaś spojrzeć na zegarek.
-Nie całe 6 minut...-Wyszeptałaś i otwarłaś drzwi. Wyszłaś na długi, obskurny korytarz z dwiema parami drzwi. Do pokoju, w którym Cię przetrzymywano i do jakiegoś innego. Zważając na to, że możliwe, że gdzieś w tym budynku był jeszcze Tony postanowiłaś zbadać zawartość tajemniczego pokoju. Drzwi były zamknięte, więc zastosowałaś taktykę "Z buta wjeżdżam". Gdy tylko otwarłaś drzwi ujrzałaś wielki stos bomb wszelkiego rodzaju. Do tego wszystkich aktywnych!
-Dobra, Tony'ego tu nie ma, można uciekać.-Pomyślałaś i zerwałaś się do ucieczki. Wybiegłaś na korytarz i biegłaś wzdłuż niego, aż do wyjścia. Gdzieniegdzie były okna, za nimi rozciągała się leśna polana. Na zewnątrz grupa ochroniarzy z kimś się biła, gdyż co niektórzy co chwilę strzelali z swoich karabinów. Postanowiłaś iść szukać jakiegoś innego wyjścia. Przebiegłaś jeszcze parę metrów, gdy usłyszałaś komunikat.
-Autodestrukcja nastąpi za 2 minuty.
Spanikowana rozejrzałaś się w około. Było okno! Na zewnątrz nie było żołnierzy, ani służb specjalnych. Niezważająca na towarzyszący Ci ból wybiłaś okno nogą i wyskoczyłaś na zewnątrz, uciekając jak najdalej się da. Znajdowałaś się na jakimś wzgórzu. Po jego drugiej stronie widziałaś niebieskie fale strumieni i latające kule. Tylko jedna osoba miała takie strumienie... Chciałaś biec, jednak ból wygrał i położył Cię na kolana. Nie mając zupełnej kontroli nad swoim ciałem sturlałaś się po zboczu. Zobaczyłaś widok, który mimo swojej makabryczności Cię uspokoił. Przedstawiał on walczących Batmana i Tony'ego w swojej zbroi z ostatnimi żołnierzami. Usłyszałaś ściszony huk wybuchu. Tony odwrócił głowę w twoją stronę, a Batman nadal walczył.
-Alli!-Wykrzyknął Tony z ulgą.
-Zajmij się nią, Stark.-Powiedział Batman, nie przestając strzelać do ciemnej strony mocy. Stark podleciał do Ciebie z prędkością światła. Delikatnie włożył rękę pod pod twoją głowę,a drugą w miejscu złączenia się piszczela z drugą kością.
-T-Tony! Bałam się, że Ciebie też tam mają i wybuchłeś! Pokazali mi nagranie!-Mówiłaś przez łzy i przytuliłaś blaszaka.
-Cii... To był fake... Ale się o mnie bałaś!-Powiedział z dumą. Puściłaś go.
-Naprawdę?! Ty nie łapiesz sytuacji?!-Warknęłaś. Stark nic nie mówił, tylko przyglądał się twojej przesiąkniętej krwią koszulce.
-Co oni z tobą zrobili...-Wyszeptał i dotknął ręką miejsca, w którym miałaś najgłębszą z ran. Syknęłaś z bólu. Tony natychmiast odsunął dłoń i spojrzał na twoją krwawiącą rękę. Błyskawicznie zdjął maskę, wyciągnął spod niej krawat i zrobił Ci prowizoryczny opatrunek. W jego oczach mogłaś ujrzeć lekki niepokój i żal...
-Dzięki...-Wyszeptałaś.-To nie twoja wina... A... Peter i Deadpool? Nic im nie jest?-Spytałaś. Stark potaknął głową.
-Żyją... Ale nigdy nie wybaczę sobie, że ktoś doprowadził Cię do takiego stanu!-Zwrócił się do Ciebie.-Batek! Zabieram ją do szpitala!-Krzyknął do Nietoperza.
-Okej! Odwiedzę was z Poolem i Spiderem jak będzie po wszystkim!-Krzyknął. Wzbiliście się w powietrze. W obawie, że spadniesz owinęłaś ręce w około szyi Tony'ego.
-Kto Ci to zrobił?-Spytał Stark nie odwracając wzroku od twoich ran. Skrzywiłaś się, na samą myśl o tych przeżyciach.
-Francis...-Powiedziałaś.
-Zabiję gościa.-Burknął pod nosem.
-Nie uważasz, że ja i Wade mamy pierwszeństwo?-Spytałaś ze śmiechem.
-Ty nie ogarniasz sytuacji, czy jak? Ty się możesz wykrwawić!-Powiedział z troską w głosie.
-U... Anthony Stark bierze coś na poważnie! Szacun!-Powiedziałaś z udawanym podziwem. Stark westchnął głęboko.
-Co ja z tobą mam... Najpierw zawiozę Cię do szpitala, a potem oboje zrelacjonujemy co i jak. Jest kilka ważnych trupów na miejscu...-Powiedział.

CDN

-By Spajderowa

1 komentarz: