Cieszmy się, że moi czytelnicy nie chorują na sklerozę... (Bo nie chorujecie, prawda?)
-Nie ma to jak przetrzymywać ogromną bestię, która uważa się za człowieka wśród ludzi, prawda?-Przez głośnik dało się słyszeć zdeformowany głos Loki'ego.
Stark stał nad panelem dowodzenia z monitorem, na którym wyświetlał się obraz z kamer, które były zainstalowane w "pokoju" Loki'ego. Siedziałaś przy stole i popijałaś swoje gorące, waniliowe capuccino, które ,rzecz jasna, Ci się należało, bo gdyby nie Ty bitwa Steve'a, Tony'ego i laleczki Barbie po sterydach zakończyłaby się dużo gorzej.
-On dla mnie nadal jest leleniem.-Powiedziałaś popijając kawę.-W ogóle, skoro on się ubierał i rozbierał za pomocą magii, to skąd pewność, że nie wytrzaśnie sobie jakiejś super, mega, hiper zbroi, którą rozsadzi to miejsce w proch?-Spytałaś.
-Nie wiem, ale jedno jest pewne: Zwodzi nas.-Powiedział Steve.
-teraz inne pytanie, czego chce?-Dopowiedział Bruce.
-Och, no nie wiem, kontroli nad światem, bo uważa, że rasa ludzka nie zasługuje na wolność?-Parsknęłaś. Tony zaczął bić Ci brawo.
-Jestem od wrażeniem Twojej inteligencji!-Powiedział nie przestając klaskać. Przewróciłaś oczami i uśmiechnęłaś się sztucznie.
-Wiem, że jestem inteligentna, nie musisz mi przypominać. Nie choruję na sklerozę, bądź alzheimera.-Powiedziałaś.
-Ty nie, niektórzy są już w takim wieku, że mogą.-powiedział Tony i skierował swój wzrok w stronę Kapitana Ameryki. Załamana uderzyłaś głową w stół.
-Jezus Maria... Mam wrażenie, że ja jestem przedszkolanką, a wy nieusłuchanymi dziećmi...-Westchnęłaś.-Thorze, czego chce lelonek?-Spytałaś i podniosłaś głowę.
-Chitaury. Nie pochodzą z znanych nam światów. Zrobił z nich armię, która w zamian za teserakt, podbije dla niego ziemię.-Powiedział Thor i odwrócił się w Twoją stronę. Spojrzałaś na Tony'ego wzrokiem mówiącym: "A nie mówiłam?"
-Czyli buduje portal,na który rzucił zaklęcie, tak?-Spytała Natasha i podparła się na łokciu.
-Biorąc wszystko razem... Gość ma nierówno pod sufitem. I to słychać.-Podsumował Banner.
-Nie obrażaj mojego brata.-Burknął długowłosy blondyn.
-Tylko weź pod uwagę to, że Twój brat w dwa dni zabił 80.-Powiedziałaś i znowu popiłaś kawę.
-Skupmy się na portalu...-Westchnął Bruce.-Po co mu piryt?
-Do ustabilizowania portalu.-Wtrącił się Tony.
-Pan nieobecny wrócił.-Pomyślałaś.
-Żeby nie eksplodował jak w waszej bazie. Bez urazy.-Dzięki temu portal wytrzymie na ile trzeba.-Powiedział Tony i rozejrzał się po komputerach Fury'ego.-Resztę materiałów Barton zdobędzie bez kłopotu. Potrzebne mu jeszcze potężne źródło zasilania, dzięki któremu uruchomi sześcian.-Streścił Stark i usiadł przy stole.
-Nie mówiłeś, że znasz się na fizyce jądrowej.-Powiedziałaś i podparłaś brodę na łokciu. Tony rozłożył ręce i posłał Ci triumfalny uśmieszek.-A od kiedy stałeś się geniuszem w tej dziedzinie?-Dopytywałaś.
-Moja droga, ja zawsze byłem geniuszem!-Tony dumnie wyprężył klatkę piersiową.
-Ale od kiedy ją ogarniasz?-Przewróciłaś oczami.
-Od wczoraj!-Powiedział dumnie Tony. Walnęłaś face palma.-Coś nie tak?
-Nie, nic...-Westchnęłaś ciężko.
-Jakie to źródło?-Spytał Rogers. Bruce cały czas kręcił się po pomieszczeniu i nasłuchiwał. Rozchylił wargi, by coś powiedzieć.
-Zdolne podgrzać sześcian i przełamać barierę ku jądra.-Powiedział Barnes. Już całkowicie się pogubiłaś. Fizyka termo-akty-jądrowa była dla Ciebie istną abstrakcją. Postanowiłaś po prostu obserwować ruchy Starka i Bannera. Po szybkiej wymianie zdań Tony uśmiechnął się szeroko.
-Wreszcie ktoś normalny!-Uśmiechnięty Tony wyciągnął rękę w stronę Bannera. Ten złapał ją i uścisnął.-Podziwiam pańskie badania. Są niesamowite.
Przewróciłaś oczami. Geniusze - nigdy ich nie zrozumiesz.
-No, skoro panowie się tak wspaniale dogadują, będą pracowali razem i znajdą sześcian.-Powiedział Fury, który właśnie wkroczył do pokoju.
-Z wielką chęcią. Możemy zacząć nawet od razu.-Wyrwał się Tony. Spojrzałaś w swój kubek. Wszystko wypiłaś. Westchnęłaś ciężko i położyłaś głowę na dłoniach.
-Włócznia Loki'ego wygląda jak broń Hydry.-Powiedział Steve. Fury skrzyżował ręce.
-Możliwe. Na pewno moc czerpie z sześcianu.-Powiedział ciemnoskóry. Nadal nic nie ogarniałaś.-I sprawia, że inteligentni ludzie usługują mu jak małpy...
-Łat?-Powiedziałaś już zupełnie nie wiedząc, o czym oni rozmawiają.
-Rozumiem!-Powiedział pewnie Rogers. Stojący z tyłu Stark przewrócił oczami. Westchnęłaś ciężko i oparłaś głowę na dłoni, wlepiając wzrok w blat przeźroczystego stołu.-W sensie porównanie.-Dopowiedział Steve. Stark po raz kolejny przewrócił oczami.
-Chodź Bruce. Nic tu po nas.-Powiedział i zniknęli w czeluściach laboratoriów. Uśmiechnęłaś się sztucznie i spojrzałaś na Fury'ego.
-Nie łatwiej byłoby, gdyby ktoś po prostu znalazł Bartona, poprosił, żeby oddał sześcian i go zniszczył?-Powiedziałaś.
-Właśnie to próbujemy zrobić.-Westchnął Fury.
-Wspaniale!-Klasnęłaś w dłonie.-Macie jakąś salę treningową? Coś? Po tej fizyce jakiejś tam jądrowej muszę poćwiczyć.-Powiedziałaś.-Nic nie ogarniam.
Natasha wstała z krzesła.
-Idziesz poćwiczyć?-Spytała. Pokiwałaś głową i udałaś się za kobietą. Pół drogi przeszłyście w milczeniu.
-Wnerwiają mnie.-Powiedziałaś w końcu.
-Kto?-Spytała rudowłosa i wpisała jakiś długi kod do urządzenia w pobliżu jakiś dużych, metalowych drzwi.
-Wszyscy.-Burknęłaś i weszłaś do środka pomieszczenia. W środku znajdował się wielki ring z bieżnia, workiem do boksowania, ciężarkami i rowerkiem. Takim specjalnym. Postanowiłaś poćwiczyć biegi.
-Nie łatwiej było by, gdybyś poszła i ich "uspokoiła" jakimś swoim firmowym tekstem?-Spytała Romanoff w przerwie między uderzeniami.
-Za dziesięć kilometrów.-Powiedziałaś w biegu. Cały czas patrzyłaś na licznik. 7... 8... 9... 10. Swój wzrok przekierowałaś na zegarek. 4 minuty. Nieźle. Lekko zmęczona zeszłaś z bieżni i pokierowałaś swoje kroki do laboratoriów. Weszłaś. Widok? Nieszczególny. Banner stojący nad włócznią jelonka i rozmawiający Kapitan i Stark. Podeszłaś bliżej, by słyszeć, o czym rozmawiają. Oparłaś się o jeden z filarów. Jeszcze Cię nie zauważyli. Niesamowite. Rogers się aż gotował, jednak nie dawał sobie po sobie poznać, a Tony był wielce dumny z stanu, do jakiego go doprowadził.
-Szukajcie sześcianu...-Rzucił Steve i poszedł w stronę drzwi. W połowie drogi zahaczył o Ciebie wzrokiem i zrozumiał, że jesteś nieźle wkurzona.
-Stój.-Warknęłaś, gdy Steve był blisko drzwi. Mężczyzna powoli odwrócił się w Twoją stronę.
-O co chodzi?-Spytał.
-O, skarbie, Ty tu jesteś?-Powiedział Tony i zjadła jednego orzeszka.
-Najwidoczniej.-Burknęłaś, jednak nikt tego nie słyszał.-Bruce, mógłbyś na chwilę zostawić nas samych? Ładnie proszę!-Powiedziałaś słodkim tonem i skierowałaś wzrok na Bannera. On westchnął ciężko i wyszedł za drzwi.
-Czemu mordujesz mnie wzrokiem?-Spytał Tony. Zagryzłaś wargi. Z kim Ty chodzisz?
-Steve, stań obok Tony'ego. Albo nie, wiesz co? Pięć metrów obok.-Powiedziałaś. Rogers posłusznie wykonał polecenie. Uśmiechnęłaś się wrednie i skrzyżowałaś ręce na piersi. Zakluczyłaś drzwi i sprawdziłaś, czy nikt nie idzie. Potem stanęłaś przed Starkiem i Rogerse, jeszcze miło się uśmiechając.
-Co wam strzeliło do łbów?!-Warknęłaś, a uśmiech od razu zszedł z Twoich ust. -Ciągle macie do siebie jakieś sapy! Jak nie jeden, to drugi! Nie możecie być na tyle łaskawi i uspokoić się na ten okres czasu?! Tak trudno?!-Wrzeszczałaś nerwowo chodząc po pokoju. Kątem oka spojrzałaś na ich miny. Byli od Ciebie dużo silniejsi (przynajmniej Kap), a jednak oboje stali prawie, że na baczność, ich wzrok wskazywał tylko jedno: Strach. Odetchnęłaś głęboko.-Macie może jakieś kartki?-Spytałaś spokojniejszym tonem. Tony już zrobił krok, jednak napotkał się na opór z Twojej strony.
-Kto Ci się pozwolił ruszać?!-Krzyknęłaś, Tony posłusznie wrócił do szeregu, a Steve śmiał się pod nosem.-A Tobie śmiać?!-Tym razem Rogers struchlał. Wiedząc, że zdenerwuje Cię ich najmniejszy ruch, postanowiłaś spytać się o kartki Bruce'a. Wyszłaś na korytarz.
-Bruce, masz kartki? I marker?-Spytałaś przymilnym tonem. Mężczyzna zmierzył Cię nieufnym wzrokiem.
-Mam...-Powiedział, wszedł do laboratorium i przystanął na widok stojących na baczność Starka i Rogersa.-A im co się stało?-Zaśmiał się i wyciągnął z biurka plik karteczek i marker. Nie uzyskał odpowiedzi na poprzednie pytanie.
-A obraził byś się, gdybym poprosiła, żebyś zabrał włócznię lelonka i poszedł z nią do laboratoriów na górę? Bardzo Cię proszę...-Powiedziałaś i uśmiechnęłaś się miło.
-Okej...-Powiedział niepewnie Banner, zabrał włócznię i wyszedł. Gdy drzwi się zamknęły, a Ty odczekałaś dziesięć sekund. Rozejrzałaś się po pokoju, znalazłaś trzy krzesła, dwa podałaś Tony'emu i Steve;owi, a sama usiadłaś na trzecim.
-Terapia rodzinna.-Burknęłaś i napisałaś na kartce napis "TOLERANCJA".
-A dlaczego rodzinna?-Dopytywał się Tony.
-Bo lubię.-Powiedziałaś podając jedną kartkę Rogersowi, a drugą Starkowi.
-Ale...
-Nie.
-Ale dlaczego...
-Tony...
-Dlaczego rodzinna?
-TONY ZAMKNIJ SIĘ.
-Okej, rozumiem.-Powiedział mężczyzna i chwycił białą, pustą kartkę. Usiadłaś na swoim krześle i pokazałaś mężczyzną kartkę z napisem.
-Co wam się kojarzy ze słowem: "Tolerancja"?-Spytałaś głosem niczym prawdziwy psycholog.-Zapiszcie na kartkach.-Powiedziałaś, rzuciłaś im długopisy, a sama zaczęłaś sprawdzać coś na telefonie. Po piętnastu minutach zebrałaś kartki. I zaczęłaś czytać. Na pierwszy ogień poszedł Rogers.
"Na pewno nie Stark. Afroamerykanie. Ja (bo Tony jeszcze żyje). Mój oddział. XXI wiek." Po przeczytaniu tego w myślach podniosłaś wzrok na dumnego z siebie Rogersa. Teraz wzięłaś się za czytanie Tony'ego.
"Na pewno nie Rogers. Szawarma. Ty :*..." Westchnęłaś ciężko.
-Tak mnie nie przekonasz.-Burknęłaś i obrzuciłaś wzrokiem Tony'ego."... Kebab. Polska. Mój ojciec (bo tolerował głupotę Rogersa). " ponownie westchnęłaś.
-Mamy tu książkowy przykład patriotycznego złośliwca - wskazałaś ręką na Rogersa - I głodnego złośliwca!-Wskazałaś ręką na Tony'ego.-Żadne z was nie wykonało dobrze tego zadania... Uwaga, cytuję: "Tolerancja – termin stosowany w socjologii, badaniach nad kulturą i religią. Słowo oznacza w tym kontekście „poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych”. W różnych językach indoeuropejskich przybiera ono niuanse, np. w angielskim w odniesieniu do ludzi oznacza on „postawę wykluczającą bigoterię lub srogości w osądzaniu innych” lub ich dyskryminację. Może oznaczać również „wyrozumiałość”, „akceptację” lub „chęć zaakceptowania uczuć, zwyczajów lub wierzeń innych niż własne”." (~Wikipedia).-Przeczytałaś na głos i zmierzyłaś obu mężczyzna wzrokiem.
-Nie mówiłaś, że to ma być definicja.-Powiedział Steve po chwili milczenia. Walnęłaś kolejnego face palma. Wzięłaś rękę z swojej twarzy, westchnęłaś ciężko i podałaś mężczyzną po kolejnej kartce. Sama usiadłaś po turecku na krześle.
-Opiszcie siebie pięcioma określeniami.-Powiedziałaś zrezygnowanym tonem.
-A może być obrazkiem?-Spytał Tony.
-Nie.-Warknęłaś.-Wiem, że chcesz narysować kupę.-Powiedziałaś po chwili ciszy. Na twarzy Kapitana pojawił się krzywy uśmiech. Jeszcze coś tam napisał i oddał Ci kartkę. Odmówiłaś pacierz, żeby bóg dał Ci coś mądrego do przeczytania, a potem spojrzałaś na kartkę. "Anthony Stark to: Kał, ktoś, kto uważa się za fajnego, ale nim nie jest, tchórz, człowiek niegodny poświęceń, piep... (słowo nieczytelne) biliarder." Westchnęłaś ciężko i podparłaś swoją głowę na ręce. Drugą podrapałaś się po czole.
-Już!-Powiedział Ci Tony i podał Ci kartkę. Chwyciłaś ją i zaczęłaś czytać. Tym razem bez pacierza, bo poprzednio nic Ci nie dał. "Rogers to: Gościu w różowych rajstopkach, ciota, pan mądraliński, jakże wielki patriota, staruszek." Przetarłaś oczy rękoma. Nie masz na nich siły. Naprawdę. Na Twoich ustach zawitał sztuczny, wredny uśmiech.
-Czy wyście nie możecie się opanować?!-Syknęłaś.-Wiecie co, nie. Jesteście tak cho****** podobni pod względem tego, jak pięknie się nazywacie, że po prostu wyjdźcie za siebie! Będziecie idealną parą!-Wstałaś z krzesła.-Mogę być waszą druhną na ślubie, wiecie? Oboj denerwujecie mnie do granic możliwości!-Twój ton głosu był znacznie podniesiony, jednak spokojniejszy niż ostatnio. Szybkim krokiem opuściłaś laboratorium, trzasnęłaś drzwiami i przeklęłaś pod nosem. Skrzyżowałaś ręce na piersi i poszłaś w stronę siłowni, by wyładować emocje. Na szczęście nie było ochrony, nie widzieli Cię w furii. Szansa, że trafisz za Twój ostatni wyczyn do psychiatryka zmniejszyła się. Teraz tylko wyładować emocje i będziesz normalna... Bo chłopakom chyba wystarczy jak na jeden dzień i się ogarną, prawda?
CDN
-By Spajderowa
Super rozdział! :D Czekam na więcej ^^
OdpowiedzUsuńMiazga ����
OdpowiedzUsuńCzekam na next ��
😍😘😻👏💜💗💖💞💟
OdpowiedzUsuńŚwietne 😍 czekam 😂 ❤
OdpowiedzUsuńŚwietne 😍 czekam 😂 ❤
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy 😍 😘 💞 💕 💜
OdpowiedzUsuń