Mówiłam? (Jasne... Pisałam, jak już.) Mówiłam. Nie czytałaś? To czytaj od początku...
Siedziałaś na dachu i machałaś nogami. Twoje nogi zwisały z muru i kołysały się ponad rozpędzonymi samochodami. Jak Ty nie zrozumiesz ludzi... Ciągle gdzieś gonią i coś załatwiają... W sumie, Ty też byś tak mogła, ale masz Muldera - odwali za Ciebie całą, brudną robotę. Niestety, ale razem z Stevem i Natashą musiałaś czekać na Sitwella, bo Sam (jak zawsze) się spóźnia. Miał go przyprowadzić dużo wcześniej, ale nie! Po co? Przecież, skoro już jesteście na tym dachu to może cie jeszcze trochę poczekać, nie?
-Długo jeszcze będziemy tak stać i czekać?-Burknęłaś pod nosem.
-Aż nie przyleci Falcon.-Westchnęła Natasha i usiadła na murku obok Ciebie.-Zastanawiałaś się, jak zareaguje Tony, gdy wrócisz?-Spytała kobieta i zaczęła bawić się swoimi włosami.
-Tak...-Po Twoim ciele przeleciał dreszcz-Pewnie znowu... się pokłócimy.-Westchnęłaś.
Mimo, iż chciałaś to zachować dla siebie, musiałaś to komuś powiedzieć. Chłopakowi żadnemu nie, bo nie... Tej całej Wandzie-Wakandzie też nie, bo nie widziałaś jej na oczy i co, jakby komuś wypaplała? A Nat? Sama się napatoczyła...
-Czyli wy się wcześniej kłóciliście?-Spytała Natasha. Ba, zakrztusiła się własną śliną!
Nikle pokiwałaś głową.
-Ty i Bruce się nie kłócicie?-Mruknęłaś.
-Ni... My nie jesteśmy razem.-Warknęła kobieta i spuściła nogi na dół.
-Jeszcze!-Zaśmiałaś się i dałaś Natashy kuksańca w bok.
Siedziałyście tak kolejne paręnaście minut i rozmawiałyście o... głównie obgadywałyście nielubiane przez was osoby z T.A.R.C.Z.Y. Ale to nic strasznego, prawda? Tę błogą atmosferę przerwał nagły krzyk Sitwella.
-Nic Ci nie powiem, Rogers!-Warknął mężczyzna i przeczołgał się pod ścianę.
Podniosłaś się z ziemi i podeszłaś do niego. No proszę, był ścięty na Pazdana, zanim to było modne...
-Chłopczyku...-Zaczęłaś z wrednym uśmieszkiem.-Dołączyłeś do wydarzenia "Jeśli Polska wygra, to ścinam się na Pazdana!" ?-Spytałaś.
Mężczyzna zrobił się cały czerwony na twarzy,
-Co robiłeś na statku?!-Warknął Rogers i skrzyżował ręce na piersi.-I co wiesz o algorytmie?!
-Miałem chorobę morską...-Burknął Sitwell.
-A ja mam uczulenie na wnerwiających ludzi, więc bądź łaskaw i odpowiedz!-Warknęłaś i z całej siły kopnęłaś go w brzuch.
-Allie!-Warknął Steve.-Jest na potrzebny...
Przewróciłaś oczami.
-Dobra, dobra... Będę patrzeć, czy nikt nie idzie.-Burknęłaś i usiadłaś na skrawku dachu.
To był zły pomysł. Myśli o tym, co będzie, ciągle zaprzątały Ci głowę. Czułaś, że coś się wydarzy. Że ktoś umrze, albo coś...
-All, wstawaj.-Powiedziała Natasha i stanęła obok Ciebie.
Niechętnie dźwignęłaś się na nogi i posłałaś rudowłosej pytające spojrzenie.
-Musimy go zawieść do bazy T.A.R.C.Z.Y, żeby wyłączył to ustrojstwo... Znaczy, algorytm polega na tym, że wskazuje wszystkich, którzy zagrażają HYDRZE. Albo dopiero będą.-Natasha wzruszyła ramionami.-A potem kabum! Pocisk rakietowy!-Kobieta rozłożyła ręce. Jak w tym memie.
-To lecimy im skopać dupy!-Ochoczo zatarłaś ręce i uśmiechnęłaś się wrednie, jednak, gdy poczułaś na sobie wzrok Steve'a, dotarło do Ciebie, że oni chcą to zrobić "pokojowo".-Nie? Szkoda.-Wzruszyłaś ramionami.
Zeszliście z dachu i podeszliście do czarnego samochodu.
-Pomieścimy się?-Westchnął czarnoskóry.
-Mogę siedzieć w bagażniku.-Zaśmiałaś się.
-Nie, dobra, usiądziesz na Sitwellu, żeby nie uciekł.-Steve lekceważąco machnął ręką.
Rozchyliłaś usta, a Twoje oczy osiągnęły wielkość monet pięciozłotowych.
-Żartujesz, prawda?-Spytałaś i potarłaś sobie skronie.-Usiądę na środku. Tak będzie najlepiej.-Burknęłaś, zanim ktoś zdążył cokolwiek powiedzieć i usiadłaś na środkowym, tylnym siedzeniu. Podczas jazy towarzyszyła wam piosenka Justina Bibera: Sorry. Może dała ona Sitwellowi pomyśleć i natchnęła go, by ładnie przeprosił całą T.A.R.C.Z.Ę za to, że zdradził. Niestety, siedzący obok Ciebie mężczyzna niezbyt wyrażał chęci, by cokolwiek mówić, a co dopiero przepraszać. Postanowiłaś się tym nie przejmować, tylko odpłynąć w blogi sen. Przynajmniej... Tak Ci się zdawało. Metalowa ręka przebiła szybę. Chwyciła Stiwella za głowę i wyrzuciła z pędzącego samochodu. Tajemnicza postać przeszła na przód samochodu. Wyrwała kierownicę.
-K***A!-Wrzasnął czarnoskóry i pociągnął ręczny. Nie mogłaś tak bezczynnie siedzieć i patrzeć. Odpięłaś pasy i już chciałaś wyjść, gdy Steve chwycił Cię za rękę.
-Też mam metalową rękę. I stopę.-Uprzedziłaś jego kazanie o bezpieczeństwie, otworzyłaś drzwi i wyszłaś z samochodu.
Na jezdni przed Tobą stał dobrze zbudowany mężczyzna o brązowych włosach, które sięgały lekko przed ramiona. Na jego metalowej ręce miał namalowaną czerwoną gwiazdę. A mówią, że to kobiety lubią błyskotki. Nie wyglądał, na łatwego przeciwnika. Tym bardziej z tą ręką. Gdyby miał odsłoniętą twarz (a nie miał) podeszłabyś do niego, kopnęła i złamała nos. Ale, delikatnie rzecz ujmując, się nie da. Przez maskę i okulary, które miał na sobie. W sumie, w tych okularach wyglądał jak mucha. Byłaś ciekawa, czy jest on tak samo natrętny... Swoją rękę powoli skierowałaś w stronę paska, za którym miałaś pistolety. Musiałaś grać na zwłokę. Żeby Twoi przyjaciele mieli czas na ucieczkę. Ty sobie poradzisz... Chyba.
Dobry. ^^ Tak, wiem, krótki rozdział, ale tak bywa. :/
PS Jestem z siebie dumna: Nie skończyłam rozdziału dialogiem, tylko opisem, co mi się rzadko udawało. cx
Świetne jak zwykle :D
OdpowiedzUsuń"[...] był ścięty na Pazdana, zanim to było modne..." - Pozdrawiam z podłogi XD
OdpowiedzUsuńA tak wgl fajny rodział. Mógłby być dłuższy, ale dobre i to :)
Uwielbiam! ♥
OdpowiedzUsuń