niedziela, 17 lipca 2016

Inna #32

~Poprzednie posty. I tak, wiem, że miało być teraz PPUZTM, jednak moja wena postanowiła dosyć hojnie obdarować "Inną" (może nie w tym momencie, bo dopiero za kilka rozdziałów) więc ten... Nie bijcie. :3



Szłaś ku mężczyźnie z pistoletem w jednej dłoni, a z nożem w drugiej. On natomiast, w obydwóch dłoniach dzierżył wielki karabin, którym z łatwością mógłby sprzątnąć Cię z powierzchni tego świata. Nie wyglądał na gościa, z którym dałoby się dyskutować, jak Francis, ale warto spróbować...
-Po pierwsze: Nie jest to zbyt ładnie, atakować bezbronnych ludzi, a po drugie: Nie myśl sobie, że jesteś jedynym gościem, który ma metalową rękę.-Parsknęłaś i powinęłaś rękaw kurtki, odsłaniając jasny, gładki metal.-Tylko ja, mam jeszcze coś, co może wyrządzić Ci wieeeeeele krzywd.-Na Twoich ustach pojawił się wredny uśmieszek i podrzuciłaś nóż.
Niestety, osobnik, z którym miałaś się zmierzyć, nie okazał się zbyt rozmowną osobą i tylko wycelował w Ciebie spluwę. Po chwili mierzenia i wpatrywania się w wizjer, wystrzelił, a pocisk z prędkością światła poleciał w Twoją stronę. Szybko wyciągnęłaś przed siebie metalową rękę, a pocisk odbił się od niej i wylądował na jezdni.
-No ups.-Powiedziałaś.
Od tajemniczego mężczyzny dzieliły Cię metry. To był idealny moment, by oddać pierwsze strzały. Z nożem jeszcze nie miałaś zamiaru się bawić. Szybkim ruchem ręki wyciągnęłaś rękę z pistoletem przed siebie i oddałaś trzy szybkie strzały. Twój przeciwnik uchylił się i również wystrzelił w Ciebie paroma pociskami.Zrobiłaś wykop i te, które zdołałaś, odbiłaś swoją stopą i dłonią. Reszta albo Cię ominęła, lub jak ten jeden, delikatnie drasnął Cię w ramię. Zacisnęłaś zęby. Byle nie krzyczeć, byle łzy nie poleciały z Twoich oczu, byle się nie odezwać i nie ukazać swojej słabości. Mężczyzna był już na tyle blisko, by mógł zdać już pierwszy cios. Nie miałaś zamiaru czekać, tylko sama zacząć spór. Wzięłaś wymach nogą, a Twoja stopa metalowa leciała w kierunku nosa bruneta. Poczułaś, jak coś Cię za nią chwyta. Metalowa ręka przejęła kontrolę nad Twoją kończyną i przechyliła ją do tego stopnia, że wylądowałaś na plecach, pod jego nogami. Syknęłaś z bólu, gdyż Twoja głowa miała tą przyjemność i jako pierwsza spotkała się z ziemią. Poczułaś, jak krew rozlewa się po Twoim mózgu, a potem... Urwał Ci się film. A może po prostu zacisnęłaś oczy? Tak, na pewno. Wytężyłaś wszystkie siły, rozchyliłaś powieki i zauważyłaś, iż cała "impreza" przeniosła się w inne miejsce, gdyż tu nie było nikogo. Nikogo, oprócz tajemniczego mężczyzny w masce (okulary leżały obok jego nogi), który strzelał do kogoś na dole. Zacisnęłaś zęby i podniosłaś się do pozycji siedzącej. W panice zaczęłaś szukać swojej broni, jednak jej tu nie znalazłaś. Przeklęłaś pod nosem i wstałaś na równe nogi. Mężczyzna był na tyle zajęty strzelaniem do kogoś w dole, że Cię nie zauważył. Niczym kot, zakradłaś się do niego od tyłu i skoczyłaś mu na plecy, powodując, że razem spadaliście w dół. Jakoś nie zbierało Ci się, żeby go puścić. Miałabyś to zrobić tylko po to, by on możliwe, że po upadku spokojnie powrócił do strzelania do kogoś, a Ty żałowała swojej decyzji, konając gdzieś na ziemi i umierając z bólu, bo 99.99% Twoich kości było zmiażdżonych? Tak łatwo nie miałaś zamiaru się poddać. Mężczyzna pod Tobą szarpał się, jak ryba wyrzucona na piach. Aż taka ciężka to Ty nie byłaś... Może Twoja sylwetka do najszczuplejszych nie należała, jednak tragedii nie było... W sukienkę sprzed paru lat się mieściłaś... I wtedy nastąpił huk tłuczonego szkła i pojedyncze odłamki, które wbiły się w Twoje stopy. Biorąc pod uwagę, że to Ty leżałaś na mężczyźnie, a szkło i tak Cię dosięgnęło, to mu współczujesz... Przez to jego szamotanie podczas lotu, obrócił się i mogłaś dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Tym bardziej, że maska również nie wytrzymała i poszła zbierać grzyby w lesie, wraz z okularami. Jego szaro-niebiesko-zielone tęczówki płonęły nienawiścią, a usta wykrzywiały się w obojętny grymas. Tak właściwie, gdyby nie oczy, uznałabyś, że nie wyraża on żadnych emocji. Cóż, Twój związek z Tonym i wielokrotne rozgryzanie jego uczuć, poprzez wygląd jego oczu, na coś się przydały. Bądź co bądź, musiałaś przyznać, że mężczyzna był dosyć przystojny.
-No witam.-Westchnęłaś i zacisnęłaś dłonie na odcinku kości ramieniowej mężczyzny.
To była chyba jedna, z najmądrzejszych decyzji, jakie dzisiaj podjęłaś, bo mężczyzna, nie zwracając uwagi na Twoje zaczepki, przeturlał się (a Ty razem z nim) z samochodu, na który spadliście, na jezdnię. Ta, niedorzeczna, z resztą, turlanina trwała chwilę, aż brunet niespodziewanie nie odpuścił i nie zeskoczył z Ciebie, oddając przy tym parę strzałów w kogoś, kto był przed Tobą. Nie mogąc ryzykować, że jeden z naboi wyląduje w Twojej głowie (bądź sercu) przeturlałaś się na trawę i dopiero tam wstałaś. Twoim oczom ukazało się co? Wielkoduszny Steve z swoją kapitańską tarczą, która odbiła się od dłoni tajemniczego mężczyzny, a on... uciekł. Rogers jeszcze chwilę za nim patrzył, lecz gdy zrozumiał sytuację, podbiegła do Ciebie i spytał:
-Nic Ci nie jest?
-Był mój.-Warknęłaś i skrzyżowałaś ręce na piersi.-Bierz Natashę i stąd zwiewamy.-Dodałaś i wyszłaś na ulicę. Chciałaś zobaczyć, czy nie zostawiłaś gdzieś jakiejś broni, lecz z Twoich poszukiwań nici. Zrezygnowana zawróciłaś i stanęłaś. O mało co, prawie nie weszłaś na lufę, która była wycelowana w Ciebie, a jej właścicielem był Rumlow.
-O, witaj, Allie.-Na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.-Może wyjaśnisz mi, dlaczego "pani od ankiety" dała mi numer do Bruce'a Wayne'a, a nie do dziewczyny Starka?-Spytał mężczyzna/
-Bruce Cię opieprzył? Mój zuch!-Parsknęłaś.-A co do Twojego pytania, to hm... No nie wiem, by właśnie Bruce Cię opieprzył?
-Ha ha ha... Nie będzie Ci tak śmiesznie, gdy dowiesz się, że jedziemy Cię zabić.-Po tych słowach, Rumlow wepchnął Cię do samochodu, w którym siedzieli już Steve, Nat i Sam.
-Cześć, wiedzieliście, że Rumlow i spółka chcą nas zabić?-Parsknęłaś, siadając na ławeczce naprzeciw Steve'a.-Co jest?-Spytałaś, gdy ujrzałaś dosyć zamyśloną twarz Steve'a.
Nastała chwila ciszy. Jakoś ani Steve, ani nikt inny nie chciał jej przerwać.
-Znałem go.-Wypalił Rogerse.-Tyle, że... on umarł.
-Co Ty mówisz...?-Westchnęła Natasha i oparła swoją głowę na ręce.
-Podczas wojny był moim przyjacielem, potem, na jednej z misji, spadł z pociągu i zginął... Tylko jestem ciekawy, dlaczego mnie nie poznaje...-Westchnął Kapitan.
Zagryzłaś wargi. Jak on mówi prawdę, to ten jego przyjaciel chyba miał pranie mózgu. I również był mrożonką. Ale co, do diabła, że nie pamięta Steve'a? Przecież Kapitan dobrze pamięta i jego, i Emilie, i wojsko, i wszystko, a tamten, nie pamięta nawet swojego najlepszego przyjaciela.... Twoje rozmyślania przerwał jeden agent T.A.R.C.Z.Y, który najwidoczniej postanowił się zbuntować i poraził prądem swoich współpracowników, którzy siedzieli na fotelach obok niego. Człowiek w czarnym uniformie zdjęła maskę, a oczom Twoim i reszty ukazała się buzia dwunastolatki, która chyba jednak była ciut starsza.
-Zabieram was stąd.-Powiedziała kobieta.

1 komentarz: