piątek, 15 kwietnia 2016

Inna #8

Naprawdę mi się nie chce tego pisać... Zjedź sobie dwa/trzy posty niżej...

Szybkim krokiem przemierzałaś szpitalny korytarz. Serce biło Ci jak młot. Nawet nie musiałaś pytać w recepcji, gdzie leży Tony, bo przed jedną z sal stało co najmniej 50 dziennikarzy i prowadzili z kimś wywiad.
-A proszę powiedzieć, panno Pepper, czy pan Tony Stark miał jakiś wrogów?-Powiedział rudy, wysoki i gruby dziennikarz. (Naprawdę, to nie dyskryminacja, nie miałam pomysłu na dziennikarza.)Kobieta wzruszyła ramionami.
-A kto nie ma?-Powiedziała. Nie wytrzymałaś. Nie mogłaś. Wiedziała o całym planie wysadzenia Starka i Ciebie w powietrze, była współwinna temu wszystkiemu. Biorąc pod uwagę to, że razem z Deadpoolem zajmowaliście się Ajaxem, to właśnie ona musiała podłożyć bombę. Zdenerwowana jak nigdy przedarłaś się przez tłum dziennikarzy i podeszłaś do 'niewinnej'.
-Pepper, musimy porozmawiać.-Warknęłaś groźnie. Kobieta rozejrzała się.
-Teraz?-Powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Zaśmiałaś się ironicznie.
-Nie, za 2000 lat!-Powiedziałaś i pociągnęłaś ją za kołnierz od bluzki w stronę łazienki. Rzuciłaś nią o umywalkę, jednak ona w ostatniej chwili oparła się o ścianę.
-Jak ty jeszcze możesz mieć czelność się tu pokazywać i zgrywać niewiniątko?!-Wydarłaś się.
-Nie wiem o co Ci chodzi...-Mówiła kobieta swoim wyuczonym, wystraszonym tonem.
-Dobrze wiesz! Wiedziałaś o tym całym planie! Razem z Ajaxem podłożyliście bombę!-Krzyczałaś i wyciągnęłaś pistolet z kieszeni.
-J-ja naprawdę nie wiem, o kogo Ci chodzi...-Znów ten wyuczony ton. To już zaczyna się robić nudne...
-O? Nie pamiętasz...? To może Francis Freeman Ci coś mówi!? Twój chłopak, [cenzura].-Znowu krzyczałaś. W oczach kobiety można było ujrzeć błysk niepokoju.
-On nawet nic o tym nie wie!-Powiedziała błagalnym tonem.
-Tak? To do niego zadzwoń!-Zarządziłaś, nie przestając opuszczać broni. Pepper wyciągnęła z kieszeni telefon i wybrała numer do Ajaxa.-Głośnik.-Warknęłaś. Pepper włączyła na głośno mówiący i zmierzyła Cię lodowatym wzrokiem.
-No cześć skarbie!-Powiedziała do mężczyzny po odebraniu połączenia.
-A cześć Melanie, słuchaj, Deadpool i jakaś dziewczyna z szarą maską mnie napadli. Ta dziewczyna przypominała Alli Hayes, tą ze szkoły, tą pokrakę bez rodziców... Niezła z niej dz****, jak tak się wzbogaciła... Ale nic mi nie jest. A jak tam z bombą? Podłożyłaś?-Francis nawet nie wiedział, że właśnie zawyrokował nad życiem swojej ukochanej, która głośno przełknęła ślinę. Swój wzrok skupiony dotychczas na telefonie przeniosłaś na twarz wystraszonej kobiety. Mogłaś po prostu powiedzieć "Żal mi Cię." i odejść, ale postanowiłaś wybrać tę drugą  wersję, która polegała na rzuceniu się na nią i zadaniu jej jak największych ran, bez uśmiercenia jej. (Osoby czułe na krzywdę ludzką, oraz nauczyciele proszeni o przestanie czytania, gdyż może to wpłynąć negatywnie na psychikę moją i ich. Dziękuję.) Wzięłaś wymach i kopnęłaś ją w twarz. I w brzuch. Powyrywałaś jej włosy, Pepper może i próbowała się bronić, jednak wychodziło jej to dość nieudolnie, gdyż podnosząc ręce odsłaniała czułe miejsca, w które od razu mierzyłaś. Z każdym ciosem twoją duszę wypełniała coraz większa satysfakcja, że Pepper może teraz poczuć to, rzez co przechodzi Stark. Tak, robisz zemstę dla i za niego. Gdyby się okazało, że zanim Tony się wykaraska, Pepper będzie na drugim krańcu świata i nie zdąży się zemścić powtórnie, kobieta dostanie w kość teraz.  Walka nie trwała długo, kobieta miała za mało sił, żeby znosić cierpienie, chociaż i tak należało jej się więcej. Patrzyła na Ciebie ze strachem. Wyglądała jak przestraszone zwierzę, skazana rzeź, a Ty odgrywałaś rolę kata.
-To co tu miało miejsce, nigdy się nie wydarzyło, a te rany masz od tego, że jakaś banda złapała Cię na ulicy i tak potraktowała. Rozumiemy się?!-Syknęłaś. Pepper niepewnie pokiwała głową, wiedziałaś, że Cię nie wyda, bo zbyt się Ciebie boi. Bez słowa opuściłaś szpitalne toalety i skierowałaś się prosto do sali Starka. Pod nią jak zawsze pełno dziennikarzy i jeden lekarz, który próbuje to wszystko uspokoić. Podeszłaś do lekarza i powiedziałaś.
-Dzień dobry... Ja do pana Starka, mogę wejść?-Bawiłaś się uchem swojej torebki. Lekarz zsunął z nosa okulary i spojrzał na Ciebie wnikliwym wzrokiem.
-Pan Stark jest teraz w ciężkim stanie, nie może pani tam wejść.-Powiedział nic nie robiąc sobie z twojej niezadowolonej miny.
-To powiem tak, albo mnie pan wpuści, albo Ci wszyscy dziennikarze, będą żywić się tematem o nazwie "Lekarz nie chciał wpuścić rodziny Tonego Starka, na jego salę. Czy to kolejny zamach?"-Podyktowałaś i spiorunowałaś go wzrokiem. Lekarz westchnął.
-Dobrze, niech pani wejdzie, tylko jest w NAPRAWDĘ ciężkim stanie i proszę go nie męczyć.-Powiedział i otworzył Ci drzwi. Podziękowałaś mu kiwnięciem głowy i weszłaś na salę. Żadnej pielęgniarki, nikt, kto mógłby coś zrobić, w razie komplikacji. Ściany sali były białe, jak w psychiatryku, tak samo meble, chociaż prawie ich tam nie było, łóżko, monitor, jakiś dziwny panel i krzesło dla odwiedzających. Jeśli osoba tak wysokiej rangi dostała taki pokój, to jaki mogą dostać osoby biedniejsze? Bezczelność... Powolnym krokiem podeszłaś do krzesła i usiadłaś na nim. Tony wyglądał okropnie. Jego twarz była cała w szwach i ranach, do tego cała posiniaczona, ręce nie były w lepszym stanie... Plus taki, że miał równe tętno i żadnych zaburzeń. Po twoim policzku spłynęła jedna, samotna łza, którą szybko otarłaś ruchem ręki. Jak na złość zaraz po pierwszej spłynęła druga, którą również otarłaś, jednak to nic nie pomagało, bo zaraz potem z twoich oczu lał się prawdziwy wodospad.
-Kobieto... Nie rycz... Niektórzy tu próbują spać...-Usłyszałaś, podniosłaś wzrok. Tony zakrył głowę poduszką i przewrócił się na drugi bok.
-Jezu! Ty żyjesz!-Wykrzyczałaś szczęśliwa.
-Nikt jeszcze nie nazywał mnie Jezusem... Ale ok. Jak było na randce?-Spytał mężczyzna i odwrócił twarz w twoją stronę.
-Ty naprawdę jesteś chory... Prawie, że umarłeś, twój dom wybuchł, więc przenosimy się do mnie, 'ktoś' wytarmosił Pepper za Ciebie, żeby ta [cenzura] poczuła chociaż lekki wymiar sprawiedliwości, a Ty się pytasz jak było na randce?!-Wysapałaś. Stark zmierzył pokój wzrokiem i powiedział.
-No.
-Eh... Właściwie, to nie była randka.-Powiedziałaś.
-Że co?! To ja na darmo się naprodukowałem?!-Krzyknął oburzony Tony.
-Ja pierpapier, Tony Stark coś zrobił, święto lasu!-Powiedziałaś z ironią.-A co zrobiłeś?
-Nieważne.-Uciął krótko.
-Jesteś zazdrosny.-Powiedziałaś. Tony spojrzał w twoje oczy.
-A Ty nie?-Spytał.
-A wiesz jak to się stało z tą bombą?-Szybko zmieniłaś temat.
-Nie zmieniaj tematu! Czyli jesteś zazdrosna!-Powiedział z dumą w głosie.
-A jeśli powiem, że tak, to co Ci to da?-Spytałaś z przekorą w głosie.
-Satysfakcję.-Stwierdził po chwili. Zaśmiałaś się.
-To Ci jej nie dam... Ale Ty jesteś. Powiedziałeś, że COŚ zrobiłeś i zaraz powiesz mi co, zadzwoniłeś do Bruce'a, gdy byłam z chłopakami w kawiarni...
-Jakimi chłopakami?-Spytał oburzony.
-Właśnie teraz też... Peter Parker i Bruce Wayne. Potem jeszcze się Deadpool i Ajax napatoczyli, ale Ajaxa chciałam tylko zamordować, a Deadpool mi przeszkodził i wszystko zepsuł. Tak więc nie masz się czego obawiać. I wiesz, że my Cię wkręcaliśmy z tą randką? Po prostu chciałam zobaczyć twoją minę, po tym występie, który odprawiłeś rano. Bo nawet nie pamiętasz, na jakie spotkania MNIE UMAWIASZ, a wracając do twoich scen zazdrości, to... Właśnie to coś, przed chwilą jak mówiłam o chłopakach, ten telefon do Bruce'a i to co wyprawiałeś rano.-Streściłaś.-A Ty co na mnie masz?
-To tak... Jak się dopytywałaś o ten telefon w drodze z Afganistanu, to że płakałaś i to, że zemściłaś się za mnie na Pepper. Na pewno nie jesteś zazdrosna?-Spytał.
-To jesteśmy kwita!-Powiedziałaś i wyciągnęłaś w jego stronę rękę otwartą do piątki. Tony przybił ją z uśmiechem na ustach.
-Przyznałaś się.-Stwierdził.
-Nawzajem.-Powiedziałaś i posłałaś mu złośliwy uśmieszek. Przez jakiś czas siedzieliście cicho. Stark spojrzał na swoje ręce.
-Alli?-Spytał dziwnym dla siebie, niepewnym głosem.
-Co?-Również spytałaś.
-Moja ręka...-Wyciągnął w twoją stronę otwartą dłoń, bez najmniejszego zadrapania. Otworzyłaś szeroko oczy.
-Wat da...-Wyszeptałaś.
-Zrób tak jeszcze raz.-Powiedział.
-Jak?-Spytałaś.
-No dotknij jednej z moich ran.-Powiedział i wyciągnął w twoją stronę rękę w siniakach, zadrapaniach  i większych ranach, splecionych już szwami. Niepewnie przejechałaś opuszkami palców po ranach Tonego, które powoli zaczęły się zrastać. Obojgu wam powiększyły się źrenice.
-Tony...
-Alli...
-Ty wiesz co to znaczy?-Spytałaś.
-Że jesteś magic.-Powiedział szybko Tony.
-Że... Co? Nie! Chociaż... Poniekąd tak, ale...-Mówiłaś.
-Zrób tak z wszystkimi moimi ranami. Szybciej wyjdę z tego szpitala całego.-Powiedział Tony i spojrzał na Ciebie błagalnym wzrokiem. Pokręciłaś głową.
-Nie mogę.-Powiedziałaś.-Uznają za dziwne, że twoje rany się tak szybko goją. Naprawię Ci ich jeszcze trochę, ale nie wszystkie od razu.-Powiedziałaś i zabrałaś się za macanie mężczyzny.

CDN

-By Spajderowa

1 komentarz: