Dobra, krótka piłka, Ty=22 lata, Alli Hayes. Inni bohaterzy=23 lata. Miłego czytania. :3
Leczenie Tonego trwało przeszło tydzień. Codziennie przychodziłaś, odganiałaś dziennikarzy i odpowiadałaś na setki tysięcy pytań, jednak to robiłaś przy okazji. Tak 'na poważnie' przychodziłaś tam po to, żeby uleczyć choć część ran Tonego i zrelacjonować mu postępy w firmie. Przejęłaś stanowisko Pepper i teraz Ty byłaś prawą ręką Tonego w zarządzaniu. Oczywiście nie zapominałaś o swojej firmie. Codziennie zatrudniałaś nowych lekarzy, fundowałaś sprzęt, a w najdroższych przypadkach fundowałaś leczenie. I to wszystko przez jeden tydzień... Stark wypisał się na życzenie i opuścił ten mały, domowy psychiatryk. Nie mogliście wrócić do posiadłości Tonego, więc piękna posiadłość nad brzegiem morza zamieniliście na nowoczesny dworek w środku lasu. Samochód wjechał do podziemnego garażu, a wy powędrowaliście prosto do czerwono-czarnego salonu.
-To żeś się wystroiła...-Stwierdził i poszedł do kuchni.-A jak wystroiłaś lodówkę?-Zagłębił się w czeluści lodówki piekielnej, pozbawionej wszelkiego rodzaju fast-foodów. Niezadowolony spojrzał na Ciebie.
-Czym Ty się żywisz?-Spytał z grymasem. Wzruszyłaś ramionami.
-Wszystkim.-Powiedziałaś. Tony zaśmiał się.
-Jakoś niczego nie masz... Tylko jogurt, mleko i warzywa...-Powiedział i usiadł na skórzanej, czarnej kanapie. Pokręciłaś głową i wyjęłaś z swojego portfela plik banknotów.
-Masz. Idź na miasto kup sobie jakieś ubrane, bo wszystkie wybuchły.-Powiedziałaś i wyciągnęłaś w jego stronę rękę z pieniędzmi. Tony cały się zezłościł.
-Czy Ty uważasz, że JA jestem biedny?-Powiedział zbulwersowany.
-Nie, dlatego mi to potem oddasz.-Powiedziałaś i wcisnęłaś mu pieniądze do ręki.-Z odsetkami.-Dodałaś.
-Ej, koleżanko, my się tak nie bawimy! Dostaniesz tyle, ile dałaś. Czyli 2 tysiące. Bez odsetek!-Powiedział i wstał z kanapy.
-Mówiłeś, że jesteś bogaty...-Powiedziałaś obojętnie i poszłaś do swojego pokoju, uznając rozmowę za zakończoną. Usłyszałaś tylko trzaśnięcie drzwiami. Zmieniłaś koszulę i spodnie na dresy i położyłaś się na łóżku. Na chwilę, żeby się odprężyć. Nie chciałaś zasypiać, ale zmęczenie dało górę. Z początku widziałaś tylko ciemność. Potem jakieś światło w tunelu. Postanowiłaś iść w jego stronę. Nagle twoja perspektywa zmieniła się. Widziałaś jakby "z trzeciej osoby". Nie panowałaś nad ruchami, byłaś zdana na zmianę kadrów, co kilka sekund. Widziałaś tor wyścigowy... Ścigających się ludzi, w swoich sportowych samochodach, W jednym z nich jechał Tony. Wygrywał. Nagle na torze stanął jakiś koleś... Miał dłuższe, ciemne włosy, do tego tłuste i posklejane. Miał brudną skórę i nie miał większości zębów. Ubrane miał ciemne paski oplecione wokół ciała, na klatce piersiowej miał coś, co wyglądało jak reaktor łukowy Tonego... Tylko był jakiś inny... W rękach trzymał... No właśnie, co? Coś, co wyglądało jak dwa, bardzo długie i giętkie miecze świetlne. Uderzył jednym z nich w samochód Starka, a ten zaliczył spotkanie z ścianą, co doprowadziło do całkowitego uszkodzenia pojazdu. Obudziłaś się zlana potem. Było już ciemno, ręką wymacałaś kabel od lampki nocnej, którą włączyłaś. Rozejrzałaś się po pokoju. Niby nic szczególnego się nie zmieniło... Był tylko mały, malusieńki defekt. Na fotelu, na przeciwko twojego łóżka spał niczego nieświadomy Stark. Powoli się podniosłaś, chwyciłaś za koc, leżący u twoich stup i przykryłaś nim tego oto słodko sobie drzemiącego pana. Ten całodobowy playboy i wszystko inne, co by się dało jeszcze do niego przypisać, spał sobie słodko na fotelu, wyglądając jak małe, słodziuchne dziecko. Postanowiłaś spać dalej. Ledwo co się położyłaś, usłyszałaś dzwonek do drzwi. Zmarszczyłaś brwi. Była noc, do tego panowała istna ulewa i burza z porywistym wiatrem. Kto o tej porze mógłby przychodzić? Mimo wszystko postanowiłaś otworzyć tajemniczemu przybyszowi. Przed twoimi drzwiami stał przemoknięty do suchej nitki Deadpool.
-Hejo. Ja tu tak na dwie, trzy noce.-Powiedział, wytarł buty o wycieraczkę i wszedł do środka. Zdziwiłaś się.
-Panie, znam Cię 15 minut, a Ty mi wbijasz na chatę i mówisz "Hejo, mogę u Ciebie przenocować?"?!-Oburzona zamknęłaś drzwi.
-Wielkie mi rzeczy... Do Starka też się wprowadziłaś, a znałaś go dwie godziny! A wiesz, ja bym się bał spać z nim pod jednym dachem, niż ze mną. Takim Wadem Wilsonem.-Powiedział i skierował swoje kroki do lodówki. Otworzył ją.-O! Pizza!-Wyjął owe jedzenie i włożył je do piekarnika. Ustawił czas na 25 minut i usiadł na kanapę. Położyłaś na stole laptopa i postanowiłaś powypełniać zaległe papiery i co jakiś czas spoglądać na Deadpoola. Gdy zapach pizzy zaczął unosić się w powietrzu, do pokoju zagościł Tony. Był półprzytomny.
-A mówiłaś, że nie jesz pizzy...-Powiedział pół śpiący.Westchnęłaś.
-Bo to nie ja, tylko on.-Powiedziałaś i wskazałaś ruchem głowy na Deadpoola, wylegującego się na kanapie.
-Oto jest ten sławny Anthony Stark! Ale nie no, dziewczyny to pozazdrościć.-Powiedział Deadpool i zaczął klaskać.
-Zamknij się.-Syknęłaś w jego stronę.
-Ale daj mi dokończyć. Vanessa i tak jest lepsza.-Stwierdził i skrzyżował ręce na piersi.
-To jesteś ślepy. Przecież wiadomo, że Alli jest najlepsza!-Bronił twojego honoru Stark.
-E,e. Vanessa i tak przebija wszystko!-Podtrzymywał swoje zdanie.
-Alli!
-Vanessa!
-Alli!
-Van!
-A...Lluś? Alluś!
-Vania!
-Allunia!
Tobie nie pozostało nic innego do roboty, niż uderzyć głową w stół i zastanawiać się, ile oni mają dokładnie lat. 23 czy 7, Oto jest pytanie... Nagle usłyszałaś dzwonek do drzwi.
-Super. Mój dom w środku nocy to idealne miejsce na spotkania towarzyskie...-Burknęłaś z ironią, jednak poszłaś otworzyć drzwi.
-Czego?-Spytałaś oschle. Przed twoimi drzwiami stali Peter i Bruce z szampanem.
-Siema młoda! Z pewnych źródeł wynikło, że Tony wrócił do żywych! Tak więc biorąc pod uwagę to, że jego willa wybuchła, to musi być u Ciebie! Więc przyszliśmy to oblać!-Powiedział Bruce. Westchnęłaś i wpuściłaś ich do środka. Uprzedziłaś ich pytanie o kłócących się Tonego i Wade'a.
-Upili się. Nic wielkiego.-Powiedziałaś. Mężczyźni akurat w tej chwili odwrócili głowy w twoją stronę.
-Ej, Alli, ja jestem całkiem trzeźwy!-Powiedział na swoją obronę Stark.
-Nie, nie, nie... Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie... Nie, nie NIE!-Powiedział Peter, gdy tylko ujrzał czerwonego.
-Bruce Wayne...-Powiedział Deadpool.-I-i... Peter Parker?!-Wykrzyknął pełen szczęścia.-To znaczy, że Steve Rogers też gdzieś tu jest?! Peter! Zostańmy przyjaciółmi!-Deadpool zaczął uganiać się za biednym Parkerem. Tak właśnie rozpoczął się pościg. Pomimo nici wysyłanych przez Petera, Deadpool nadal za nim biegał, a te, które oplotły się w około jego kończyn, szybko zrywał. Bojąc się o swoją posiadłość musiałaś jakoś zadziałać.
-DOSYĆ! WY JESTEŚCIE NIENORMALNI, CZY JAK?!-Krzyczałaś. Peter i Wade nagle się zatrzymali i potulnie usiedli na kanapie. Zdenerwowana chwyciłaś stosik kartek leżących na biurku i podałaś go Starkowi.
-Masz. Na jutro masz mieć wszystko wykute na blachę. To są odpowiedzi, jakie będziesz musiał dawać dziennikarzom.-Powiedziałaś, a mężczyzna chwycił kartki.
-Ty chciałaś być lekarzem. Poznaję po piśmie!-Stwierdził i odłożył kartki tam, skąd je wzięłaś.-A teraz, skoro mamy szampana, to może nie pozwolimy mu się tak marnować?-Spytał proszącym tonem.
-Jestem za!-Poparł go Bruce.
-My też!-Powiedział za Petera Deadpool.
-CO?! A może ja nie chcę?!-Powiedział oburzony Peter.
-Peter, słonko, nie oszukuj się, oboje dobrze wiemy, że chcesz.-Powiedział Deadpool.
-A idź ode mnie stary zboku!-Powiedział Peter i przesiadł się na pojedynczy fotel. Deadpool widocznie spochmurniał. Nie czekając na twoją decyzję Tony otworzył szampana. Napój wybuchł i jego znacząca część znalazła się na podłodze. Bruce wyciągnął kieliszki i podłożył je pod pryskającą butelkę. Tony nalał każdemu do pełna. Wszyscy jak oparzeni (Oprócz Ciebie) pognali po kieliszek z napojem. Na tej waszej imprezie oczywiście nie mogło zabraknąć starego, dobrego Prawda czy wyzwanie! Usiedliście na dywanie w kole i się zaczęło... Pierwszy zaczynał podpity już Tony.
-Peter. Prawda czy wyzwanie?-Spytał. Blady Peter powiedział.
-W-wyzwanie?
-Okej, pocałuj Deadpoola.-Powiedział zadowolony. Ty i Bruce wybuchliście nieplanowanym śmiechem.
-Nie!-Krzyknął Peter.
-Tak!-Krzyknął Tony.
-Nie!
-Spider-ciota!-Powiedział Stark.
-Eh...-Warknął Peter i chwycił rękę Deadpoola, po czym pocałował go w mały palec.
-Tak bardzo Cię onieśmielam???-Podpuszczał Petera Deadpool. Peter pokręcił głową.
-Dobra, czas na małą zemstę... Alli, mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz.-Powiedział do Ciebie Peter, a Ty pobladłaś.-Tony. Pocałuj Alli. W usta.-Zarządził.
-CO?! Nie! Nie zgadzam się!-Krzyczałaś.-Moje ciało, ja decyduję, kto będzie mnie całował, a kto nie!
-E... Nie chciałbym Ci psuć zabawy, ale to Tony może odrzucić wyzwanie, na co się nie zanosi...-Powiedział Bruce. W czasie gdy mówił "Na to się nie zanosi" Stark zdążył już musnąć twoje usta. Czerwona i zszokowana jak burak ukryłaś głowę w kolanach. Kątem oka zobaczyłaś, że Tony jest jeszcze czerwieńszy od Ciebie. Nastała niezręczna chwila ciszy. Nikt się nie odzywał, nikt nie chciał nikogo zabić.
-Ha! Mówiłem!-Powiedział Triumfalnie Deadpool.-Ja wiedziałem, że z tego coś wyjdzie! A Alli nie chce zabić Petera, to znak, że jej się podobało!-Krzyczał.
-Miiiiiłość rooooooośnieeee woooookół naaaaaas!-Śpiewał Bruce. A niby taki ogarnięty i inteligentny...
-Idę się przewietrzyć.-Burknęłaś i wyszłaś na taras. Byłaś czerwona, wkurzona, zła, czerwona, jednak miotało tobą dziwne uczucie, że... To Ci się w jakiś sposób podobało... Usiadłaś na krześle i wsłuchiwałaś się w cykanie cykad. Mimo, iż próbowałaś odwrócić wszystkie myśli od tego, co stało się chwilę temu nie mogłaś przestać o tym myśleć. Po chwili zasnęłaś.
CDN
-By Spajderowa
Uwieeelbiam! Czekam na więcej. *-*
OdpowiedzUsuń