poniedziałek, 9 maja 2016

Inna #15

Ty=23 lata, Alli Hayes, 13.10
Pozostali=24 lata

Rozwcieczona na mutantów wróciłaś do swojej willi. Miałaś wielką ochotę trzasnąć drzwiami, zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego przez tydzień. Poprawka, jutro musisz wyjść - Tony wyprawia imprezę urodzinową. Zapowiadał tylko małą domówkę, ale nikt nie może wiedzieć, co z tego wyniknie...
-Złyyyy!-Krzyknęłaś wchodząc do salonu i rzucając się na kanapę.
-A dlaaaaczeeeeegooooo?-Odpowiedział Stark siadając na fotelu naprzeciwko Ciebie.
-Pamiętasz Ajaxa?-Spytałaś.
-Jep. Straszny...-Ugryzł się w język- Zuy człowiek.
-I pamiętasz, jak ja bardzo chciałam się mu odpłacić za wyrządzone mi krzywdy?-Ciągnęłaś. Tony machnął ręką.
-Kobieto, nie przeciągaj, tylko do rzeczy!-Zarządził. Westchnęłaś ciężko. Jak to teraz ubrać w słowa? Masz pomysł!
-Co byś zrobił, gdybyś miał już tego... Zuego człowieka pod sobą, dosłoswnie, i w odpłaceniu mu się za wyrządzone krzywdy przerwały Ci dwa mutanty, plecące coś o antybohaterach i byciu bohaterem w najważniejszych chwilach tylko itd... A potem przez to Ajax dał nogi?-Streściłaś.
-Że żeby darować życie takiemu niedobremu człowiekowi, chodź trudno uwierzyć w jego ziemskie pochodzenie?-Spytał.
-Tak w dużym skrócie.
-Więc... Nakpierw bym walnął kulkę w łeb Ajaxowi, a potem napyskował mutantom. A Ty co zrobiłaś?-Podparł głowę na rękach, a Ty westchnęłaś ciężko.
-Ale Ajax uciekł, co robisz?-Drążysz temat. Tony zamyślił się na chwilę.
-Napyskowałbym mutantom i strzeliłbym foha.-Powiedział. Uśmiechnęłaś się. Przynajmniej w tych kwestiach się zgadzacie...
-A Ty co zrobiłaś?-Spytał.
-To samo, co Ty byś zrobił!-Powiedziałaś i zmusiłaś mięśnie twarzy do wykrzywienia się w uśmiech.
-Moja krew!-Powiedział Stark i wyciągnął w twoją stronę rękę wystawioną do piątki, w którą uderzyłaś z całą swoją siłą.-Słaaaaboo!-Powiedził Tony z chytrym uśmiechem. Zmierzyłaś go wzrokiem i jeszcze raz uderzyłaś otwartą dłonią w jego dłoń.
-No, już lepiej!-Powiedział wstając-Zrobiłem kolację-Powiedział i zniknął w kuchni. On robi KOLACJĘ? Znowu coś pichci... Stark Cię chyba nigdy nie przestanie zadziwiać.
-Aa... To nie ja powinnam robić Ci kolację?-Spytałaś z uśmiechem.
-Kobieto, urodziny mam dopiero jutro!-Zaśmiał się. Po chwili wrócił z kurczakiem z grilla w ziołach z surówką z świeżych warzyw. Wzięłaś pierwszy kęs. On Cię naprawdę nie przestanie zadziwiać...
-Gdzie kupiłeś?-Spytałaś po przeżuciu. Tony właśnie zajął miejsce obok Ciebie na kanapie.
-Zrobiłem. A co?-Spytał.
-Ściemniasz.-Uśmiechnęłaś się krzywo.
-Nie wierzysz?!-Powiedział i zaczął Cię łaskotać.
-Ała... Puść mnie!-Krzyczałaś przez śmiech. Zachowywaliście się jak małe, duże dzieci wypuszczone z zoo. Po długiej bitwie na łaskotki zasnęliście wtuleni w siebie. Teraz byliście zupełnie jak dzieci. Gdy sen zmożył twoje oczy ciemnym płaszczem, wetknęła się wyobraźnia. Byłaś... W swoim starym domu, w swojej niebieskiej sypialni. Jeszcze z rodzicami. Widziałaś małą, pięcioletnią Alli bawiącą się klockami. Nigdy nie interesowały Cię lalki. Jak już to pluszowe misie, ale to i tak nie za często... Były dla Ciebie zbyt... Nudne. Dla małej Alli dużo ciekawsze było budowanie z klocków, czy też oglądanie razem z tatą "Star Wars". Znałaś na pamięć wszystkie części. Mecze i wyścigi F1 też nie były Ci obce. Twoi rodzice nie ubolewali nad twoimi mało dziewczęcymi zainteresowaniami. Twoja mama mówiła zawsze, że lepiej, żebyś była słodką chłopczycą, niż przesłodzonym "plastikiem". Sama z resztą nie była lepsza. Kiedyś nawet była w wojsku! (Jak to możliwe? Nagięłam czasoprzestrzeń. Nie dziękuj.) Opowiadała Ci, jak to z swoim przyjacielem, o którym unikała tematu jak ognia, najpierw malowała mury w podobizny Hitlera z kokardką, a potem została panią Generałową. Kochałaś ją, mimo że bardzo często chodziła smutna i nikomu nie chciała powiedzieć, dlaczego się smuci... Zawsze była żywa i nawet w tym smutku roześmiana! Za rodzinę i przyjaciół mogłaby oddać życie. Zawsze w dniu zakończenia II Wojny Światowej chodziła na "Grób Nieznanego Żołnierza" i zapalała mały znicz. Zawsze mówiła, że to z sentymentu, ale z sentymentu nie płakałaby stawiając tą małą lampkę. Uśmiechnęłaś się lekko na widok małej siebie. Chciałaś jeszcze powspominać, ale ujęcie przeniosło Cię do kuchni. Przy stole siedział twój tata i zajadał się spaghetti bolonese. Był wspaniałym człowiekiem nieodróżniającym się zbytnio od twojej mamy. Pochodził z zamożnej rodziny i nie walczył na wojnie, przynajmniej nie w ten sposób, w jaki walczyła twoja mama. On wbrew woli rodziców i wszystkich nakazów pisał piosenki patriotyczne, później nucone w wojsku. Mimo, że nie odniósł takiej sławy jak polski muzyk, Józef Wybicki, imię Severus Hayes nie było obce w amerykańskich oddziałach. A co ciekawe, tak mu się spodobał język polski, że napisał wiersz o Polsce, którego Polacy pewnie i tak nie przeczytali... Tak bywa! Zawsze mówił, że jesteś "wykapana mama", w sumie to prawda, jak teraz porównałaś jej zdjęcia z młodości z swoim aktualnym wyglądem, nic oprócz jej prawie czarnych oczu, twoje były brązowe z niebieskimi przebłyskami i twojego naturalnego, jasnego ombre, ona w przeciwieństwie do Ciebie włosy miała całkowicie miodowe was nie różniło. Może tylko faktura włosów. Ona miała subtelne fale, a Ty przez te wszystkie kremy prostujące miałaś proste włosy, które za nic nie chciały się kręcić. Wracając do twojego taty, miał czarne włosy i kocie oczy, oraz wyraziste rysy twarzy. Zawsze traktował Cię jak księżniczkę i dla Ciebie mógł nawet przenosić góry. Zawsze wspierał twoją mamę, a twoja mama jego. Mówili, że poznali się stojąc w kolejce po nieszczęsne masło... Twoje dzieciństwo było najwspanialszym okresem życia, jaki pamiętasz... Znowu zmiana perspektywy. Stałaś na chodniku. Twój tata spokojnie jechał samochodem. Z przeciwległej strony jechał rozpędzony Włoch. Dobra, może oni tam, w Włoszech, nie mają kultury jazdy, ale niech się opanują w Ameryce! Wiedziałaś jak to się skończy. Głośno przełknęłaś ślinę, a po twoim policzku spłynęła samotna łza. Nie mogłaś nic zrobić. Twój tata próbował ominąć pędzący samochód, w skutek czego uderzył w drzewo... Nastąpił wybuch. Wszędzie ogień, dym, krew, a Ty wydałaś z siebie niemy okrzyk rozpaczy. Obudziłaś się zlana potem. Twój oddech jak i tętno szalały.
-Hej, co jest?-Usłyszałaś i poczułaś umięśnioną dłoń Tony'ego na swoim ramieniu.
-Nic.-Wydukałaś.
-Jak nic, jak coś?-Spytał.
-Zły sen...-Powiedziałaś z sztucznym uśmiechem. Tony zamilkł na chwilę.
-Nie martw się, śpij...-Powiedział i sam momentalnie zasnął.
-Tia... To on ma spać, czy ja...-Pomyślałaś i wstałaś rozprostować nogi. Spojrzałaś na zegarek. 23:59. Olśniona przez ów zegarek pognałaś do swojego pokoju. Schyliłaś się i zajrzałaś pod łóżko. Szybko odkopałaś z tamtąd srebrne pudełko. Odetchnęłaś z ulgą. Prezent dla Tony'ego - nieśmiertelnik z szczerego srebra. Ładne i przydatne. Masz już prezent. O to nie musisz się martwić. Stark nie może tak cały czas dla Ciebie gotować, raz sama musisz mu coś zrobić. Ustawiłaś sobie budzik na szóstą rano i zasnęłaś na swoim, wygodnym łóżku. Po paru godzinach snu obudziło Cię pikanie budzika. Mruknęłaś pod nosem i wyłączyłaś powszechnie znienawidzone urządzenie. Sennym ruchem wsunęłaś kapcie na nogi i poszłaś zrobić wykfintne śniadanie, na poziomie wyższym niż jajecznica z kromką chleba. Zdecydowałaś się na sałatkę z ośmiornicą. Z zamrażarki wyjęłaś główną bohaterkę dania i uwcześnie sprawdzając, czy aby na pewno kest martwa wrzuciłaś ją do wrzątku. Gdy ona się gotowała, Ty przygotowałaś warzywa i sos. Potem wyjęłaś ośmiornicę na dwa talerze i dodałaś sałatki z sosem. Jak na twój pierwszy raz z ośmiornicą wyszło Ci całkiem ładne danie... Mogłaś zostać prawdziwym Masterchefem! Z dumą spojrzałaś na zegarek, który wskazywał 8:05. Tony zaraz będzie wstawał... Szybko chwyciłaś z obrus i rozłożyłaś go na stole. Rozłożyłaś talerze i sztućce, a później sama się przebrałaś w czarne, podarte spodnie, Superstary i biały T-Shirt z czarnymi rękawami i zabrałaś prezent dla Starka. Zeszłaś cicho po schodach, w sumie nie musiałaś się tak starać, bo gdy tylko zeszłaś zauważyłaś Tony'ego w szlafroku zajadającego się twoją saładką.
-Najlepszego!-Powiedziałaś z uśmiechem schodząc po schodach. Tony podniósł głowę w twoją stronę i wstał od stołu.
-No dzień dobry.-Powiedział składając na twoich ustach pocałunek. Po chwili wyrwałaś się z jego obięć i wręczyłaś mu prezent. Zdziwiony Stark otworzył pudełko i wyjął z niego nieśmiertelnik.
-Fajne! Ale... Co to jest?-Spytał uważnie przyglądając się kawałkowi srebra na sznurku.
-To jest nieśmiertelnik, głuptasku.-Powiedziałaś dając mu buziaka w policzek.-A teraz chodź jeść.-Mówiąc to usiadłaś na krześle. Nieprzestający oglądać swojego prezentu Tony usiadł naprzeciwko Ciebie i zaczęliście jeść.
-Gdzie kupiłaś?-Spytał Tony z krzywym uśmiechem. Odwróciłaś się tak, żeby wskazać zlew pełen naczyń.
-Widzisz ten zlew? To są talerze od przygotowywania tego jedzenia, które posprzątasz wtedy, gdy ja będę miała spotkanie.-Powiedziałaś z krzywym uśmieszkiem.
-A Ty cwana jesteś! Ale musisz iść dzisiaj na to spotkanie?-Spytał przeciągając samogłoski. Zrobiłaś smutną minę.
-Niestety, duży kontrakt, a chciałabym Ci przypomnieć, że przez ten twój magazyn w moich piwnicach, jesteśmy tak lekko mówiąc do tyłu z jakimś pół miliona.-Powiedziałaś. Tym razem Tony zrobił smutną minę.
-Przeż przy naszych zarobkach pół miliona w tę, czy w tę nic nie znaczą!-Próbował Cię zatrzymać. Zamilkłaś na chwilę. W sumie... Miał rację.
-Po prostu lubię mieć wszystko uporządkowane.-Powiedziałaś.
-Zdradzasz mnie.-Powiedział oskarżycielskim tonem. Roześmiałaś się
-Ciebie coś boli?-Spytałaś.
-To po co tam jedziesz, skoro te pieniądze nic Ci nie dają?!-Nadal się awanturował.
-Bo lubię mieć wszystko uporządkowane!-Krzyknęłaś.
-W takim razie pokaż mi swój telefon!-Zarządził i skrzyżował ręce na piersi.
-Tak? Bardzo proszę!-Powiedziałaś rzucając w jego stronę telefon. Tony chwycił go i przyjżał Ci się nieufnym wzrokiem.
-Masz hasło.-Znowu Cię "oskarżył".
-Przypominam Ci, że Ty je akurat znasz.-Warknęłaś. Tony zamilkł i wpisał hasło. Widziałaś, jak przesuwa palcem wątki w wiadomościach.
-A to?!-Rzucił w twoją stronę telefonem-Napisałaś temu gościowi: "Kc ;***"!
Spojrzałaś na telefon.
-To korespondencja z tobą.-Syknęłaś.
-A skąd mam wiedzieć, czy Ty czegoś nie usunęłaś?-Znów ten oskarżycielski ton.
-Wiesz co? Zadzwoń, gdy uświadomisz sobie, że te oskarżenia są bezpodstawne!-Krzyknęłaś wychodząc i trzaskając drzwiami. Wkurzona wyszłaś na spotkanie, na którym nic ciekawego się nie działo. Jak na każdym spotkaniu klient zgodził się na układ i przelał pieniądze na twoje konto. Gdy wychodziłaś z firmy była godzina 20:45. Tony zapewne rozpoczynał swoją imprezę... A Ty gdzie będziesz spać? Tak, to było głupie, żeby wynosić się z własnego domu. Wade, Bruce i Peter zapewne na imprezie, czyli pozostaje Ci hotel... Postanowiłaś załatwić sobie pięcio-gwiadkowy, a co tam! Stać Cię! Po krótkiej rozmowie z recepcjonistką weszłaś do swojego białegi pokoju z z granatową pościelą, zasłonami i dywanem. Był wyposażony w okno na całą ścianę i taras z leżakami. Nie miałaś zamiaru płakać, ani rozpaczać, zatęskni, to zadzwoni. To się zawsze sprawdzało. Minęły trzy dni od waszej pamiętnej kłótni, a Tony nadal się nie odzywał. Może po prostu potrzebuje czasu? Spędziłaś ten czas na lerzeniu do góry brzuchem, rozmowach przez telefon z Wadem, Peterem, Brucem, i poszukiwaniach Ajaxa, które nic nie dały... Leżałaś na leżalu i czytałaś książkę. Usłyszałaś dzwonek do drzwi.
-Wejść!-Zawołałaś. Usłyszałaś skrzypienie do drzwi, stukanie obcasów i podwójnie męskie, ciężkie kroki, jedne należące do Muldera.
-Alli?-Usłyszałaś Natashę. Od czasu zatrudnienia jej stałyście się przyjaciółkami na całego. Nie takimi "loffciam, koffciam", tylko takimi normalnymi. Wyzywającymi się od owiec, po dęby i walczącymi razem na treningach. Natasha w sumie pokazała Ci, że w tych czasach da się mieć przyjaciółkę, która nie wbije Ci ostrego jak brzytwa noża w plecy... Na taras wszedli Natasha, Mulder i jakiś murzyn z przepaską na oku.
-Dobry! Co was przywiało?-Spytałaś odkładając książkę na stolik stojący obok Ciebie.
-To jest właśnie Alli Hayes.-Przedstawiła Cię dziewczyna.-Alli, to jest Furry.-Wskazała na mężczyznę z przepaską.
-Dobra, dobra, ale po co wy tu?-Spytałaś. Całą trójką spojrzeli na Ciebie.
-To kto zaczyna?-Spytała Natasha.
-Mogę ja.-Powiedział Mulder.-Kobieto, wróć do tego Starka, bo się chłop załamuje i zabiera z mojego gabinetu makietę jego ojca! I urządził taką imprezę, że ledwo powstrzymaliśmy tego jego kumpla przed ukradzeniem jednej z jego zbroji! I ogólnie cały dom jest... Brudny.-Streścił. Wzruszyłaś ramionami. Ty nie masz go za co przepraszać! To on powinien Cię błagać o przebaczenie. I za dom, i za te głupkowate oskarżenia. I jak coś zepsuł w twoim domu, to... Umarł w zbroi. Wskazałaś ruchem głowy na Natashę.
-Ja mam dwie sprawy... Wolisz zaczynać od tej złej, czy dobrej?-Spytała.
-A jedź z tą dobrą!-Zarządziłaś. Dziewczyna westchnęła ciężko i włączyła jakieś wideo na tablecie i podsunęła Ci je pod nos. Przedstawiało ono Starka siedzącego przed twoim zdjęciem.
-Jarvis, namierz ją.-Powiedziaj Stark lekko podłamanym głosem.
-Niestety, sir, zabroniono się panu kontaktować z światem zewnętrznym.-Powiedział komputer. Tony wziął zamach i zrzucił wszystkie narzędzia leżące na stole.
-I ona teraz myśli, że mam ją w dupie...-Burknął.
-O... Jak słodko. Przebaczam mu. Ale nie mówcie mu tego, jest taki słodki gdy się zamartwia.-Powiedziałaś a na twoich ustach pojawił się tak dawno niewidziany uśmiech. Natasha spojrzała na Foxa i Furry'ego.
-Dobra, wiem, jak to przeżyjesz, ale powiem prosto z mostu... Tony umiera. Reaktor łukowy zatrówa jego krew. Właściwie pierwiastek w nim używany. My mamy to, co mu uratuje życie, ale tylko w małej porcji. Jego ojciec znał recepturę na nowy pierwiastek, który uratuje jego synowi życie i został odizolowany, żeby właśnie go odkrył ponownie...-Ton jej głosu był chłodny jak zawsze, ale teraz wyjątkowo dało się w nim usłyszeć gram współczucia.
-Żartujesz, prawda?-Powiedziałaś łamiącym się głosem.-Nie, nie, nie...-Po twoim policzku spłynęła samotna łza.-O-on nie może umrzeć... Słyszycie?! Nie może!-Pojedyncza łza przemieniła się w wodospad Nigara.
-Widzisz? Mówiłem, żebym mówił pierwszy...-Szepnął fo Natashy Furry.
-Ty z Mulderem już idźcie, ja z nią zostanę.-Powiedziała Ntasha siadając obok Ciebie. Fox i Furry spojrzeli na siebie i wyszli z twojego pokoju.
-Hej... Młoda, on przeżyje!-Poklepała Cię po plecach.
-Łatwo Ci mówić.-Burknęłaś. Natasha na chwilę zamilkła.
-Czy Hammer ma mieć dziś prezentację, na "Stark Expo"?-Spytała niepewnym tonem głosu.
-Nie chyba...-Mruknęłaś.
-To spójrz, co idzie ulicą.-Powiedziała i wskazała teren pod balkonem. Lekko podniosłaś głowę i skierowałaś swoje zapłakane oczy w miejsce, w które wpatrywała się Natasha. Rzeczywiście, drogą kroczyła armia rozwścieczonych robotów. BLASZANYCH rozwścieczonych robotów. Kierowały się prosto na teren "Stark Expo" i zapewne nie miały dobrycj zamiarów...
-W co się ten dureń wpakował...-Syknęłaś i pognałaś do swojej torebki, by zabrać z tamtąd swój strój i go ubrać. Po pięciu minutach byłaś gotowa. Z resztą... Nie tylko Ty.
-Ależ sobie wdzianko załatwiłaś...-Powiedziałaś spoglądając na kombinezon Natashy.-I ten dekolt dla Muldera?-Na twojej twarzy momentalnie pojawił się Lenny.
-Wiesz co?-Powiedziała zrezygnowanym tonem głosu.-Jesteś świnia.-Mówiąc to zeskoczyła na ulicę. Zaśmiałaś się i poszłaś w jej ślady. Tylko Ty poleciałaś prosto na Stark Expo. Zrobiłaś takie wejście, jakie raczył by zrobić Iron Man, czyli po prostu z korkociągu prosto na główkę przez dach. Szkło trzasnęło, a Ty z prędkością światła wylądowałaś obok gotowego do walki Irona. Niewiele myśląc wyciągnęłaś rękę i strzeliłaś w jednego z robotów, przez co reszta zachowała roboczą solidarność i strzeliła w Ciebie dwunastoma innymi pociskami, które szybko unikałaś robiąc rozmaite uniki.
-Alli!-Krzyknął Stark-Przepraszam! Przepraszam, przepraszam, przepraszam!-Podbiegł do Ciebie i splótł wasze ręce.-Umierałem i zachowywałem się mniej więcej tak, jak Ty przed okresem! Wybacz, wybacz, wybacz!-Błagał Cię. Szybko cmoknęłaś maskę.
-Po pierwsze, ja się tak nie zachowuję, po drugie... PADNIJ!-Krzyknęłaś i przewróciłaś was na podłogę, a armia pocisków lecących zza twoich pleców przeleciała zaledwie 2 cm od twojej głowy.-Po drugie to nie twoje przeprosiny mnie przekonały, tylko nagranie jak ryczusz nad moim zdjęciem. Ha. Ha. Ha.-Powiedziałaś z krzywym uśmiechem. Mogłaś dać słowo, że pod zbroją Stark był cały czerwony. Szybko uporaliście się z robotami na scenie i mogliście przejść do robotów na dworze. Była ich masa. Conajmniej 50...
-Idę zobaczyć co nimi steruje. Wracam za dosłownie 5 minut"-Krzyknęłaś i pognałaś do centrum dowodzenia. Zastałaś tam podśmiechowującego się Hammera i jego dwóch przydupasów. Jak najciszej umiałaś wyjęłaś pistolet i przyłożyłaś go Hammerowi do głowy.
-Gdzie jest Ivan?-Wysyczałaś. Przerażony mężczyzna odskoczył z strachu na parę centymetrów.
-Więcej was w domu matka nie miała?! Przed chwilą była tu jakaś ruda s*** i pognała go zabić!-Krzyknął. Pokiwałaś głową.
-Tia... Policja zabarykadowała Ci wszystkie wyjścia. Mówi się "ups".-Powiedziałaś z cynicznym uśmieszkiem i pognałaś do Starka. Widok nie był zaskakujący. Trzy roboty leżały trupem na ziemi, a Tony hasał z pozostałymi siedemnastoma w obłokach. Uśmiechnąłaś się krzywo i wzbiłaś się w powietrze powalając na ziemię kolejne 3 roboty. Ustawiłaś się obok Starka.
-Jak tam?-Spytałaś.
-Ym... Nie jest dobrze... Strasznie uparte i nie chcą padać...-Streścił Ci.
-Doprawdy?-Powiedziałaś jak jeden z robotów pada od twojego pocisku rakietowego.
-Ty jak Ty to... Aa!! Pociski!-Powiedział nieogarniający rzeczywistości Tony i zaczął posyłać miliony pocisków.
-Nie zdejmuj ich nad miastem! Pozbędziemy się ich na tym japońskim skwerku.-Powiedziałaś i wylądowałaś w miejscu, o którym mówiłaś, a Tony i reszta ferajny za tobą. Roboty otoczyły was, a Ty i Tony stanęliście do siebie plecami.
-Na 3.-Zarządziłaś-1... 2... 3!-Mówiąc to oboje wystrzeliliście conajmniej po 10 pocisków. Roboty momentalnie padały.
-To nie byłi takie trudne.-Powiedział dumnie Tony i skrzyżował ręce na piersi.
-Doprawdy?-Usłyszeliście, a dwie wiązki prądu owinęły się w około waszych szyi. Po obróceniu się ujrzałaś wysokiego na trzy metry robota z dwoma wiązkami prądu. W ogóle niewzruszona sytuacją posłałaś mu pocisk rakietowy, który odbił się od pancerza robota i wygasł. Dobra, zaczynasz się bać.
-Sielo Ivan!-Powiedziałaś. Spróbujesz odwrócić jego uwagę, żeby Tony mógł się wyrwać. Bo jakby było zwarcie... To ojojoj...
-Witaj, Alli. Jak tam? Twoje pociski zawodzą...-Powiedział.
-Ivan, słuchaj, czy pracujesz z takim łosiem Ajaxem, Francisem Freemanem?-Spytałaś tonem jak starzy przyjaciele, przy okazji posyłając znak porozumiewawczy Tony'emu.
-Że z kim?-Spytał zdezorientowany.
-Dobra, czyli nie, czyli umierasz.-Powiedziałaś i razem z Tonym w jednek chwili buchneliście mocą, która spowodowała wybuch tak wielki, że Ivana wysadziło, a wy polecieliście na przeciwległe krańce parku. Zemdlałaś i nie za bardzo pamiętałaś co się przez resztę czasu działo. Obudził Cię nieznośny kardiomonitor i chrapanie Tony'ego. Leżałaś w szpitalu. Znowu. Westchnęłaś ciężko. Czy Ty zawsze musisz mdleć na ho, ho, ho i jeszcze trochę? Na ścianie wisiał kalendarz. Dobrze pamiętałaś datę feralnego pokazu. Był skreślony. I kolejny dzień po nim. Czyli przespałaś półtora dnia. Znowu.
-O! Śpiąca królewna się obudziła!-Usłyszałaś głos Tony'ego i poczułaś jak gładzi twoje włosy.
-Nom. Co tam, królewiczu?-Zaśmiałaś się.
-Więc tak... Ivan sovie umrznął, Hammer siedzi sobie w więzieniu, ja już nie umieram i przyszedł do nas jakiś tam... Furry, o właśnie, on, zaproponował nam pracę w "Avengers", czy czymś tam podobnym i oczywiście musiał się przyczepić! U mnie zaakceptował mnje jako Iron Mana, a jako Tony'ego Starka już nie..
-Jak mógł Cię zaakceptować i jednocześnie skreślić?-Przerwałaś mu.
 -No właśnie nie wiem. A do Ciebie się przyczepił, że musisz być miła, nie mieć TYLU wrogów i musosz być mniej ironiczna. Ja tego gościa nie rozumiem...-Westchnął.
 -Ha! Niech zapomni... Jestem IDEAŁEM! I Ty masz jeszcze taką koszulkę, że coś tam... Your girlfriend i tam taka jak jest na drzwiach do damskiej, a po drugiej stronie jest My girlfriend i tam taka powyginana i w ogóle... Nie?-Spytałaś.
 -Ja go naprawdę nie rozumiem. Oboje jesteśmy idealni.-Wystawił rękę do żółwika, którego przybiłaś.-I Ty też misisz sobie kupić taką koszulkę!-Zarządził.
 -Jak mi znajdziesz, to będę wdzięczna.-Zaśmiałaś się.-To co? Jesteśmy mścicielami!


CDN

-By Spajderowa

Przepraszam za te wszystkie błędy, literówki itd. Ale wszyscy rozumieją i wiedzą, telefon. I przepraszam, że takie nudne i okrojone, ale trza to przeboleć, żeby dojść do tego: "Zryłaś mi mózg ;-;" tak więc 3majcie się i do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz