wtorek, 21 czerwca 2016

Inna #26

(Tak, oto zaczął się czas, gdy na lenia przy pisaniu "Innej" nie ma szans, bo od teraz do końca będzie to, co chciałam pisać od samego zaczęcia tej historii.^^)

Przed Tobą stała niska dziewczyna o dość kościstej budowie. Wyglądała na osóbkę w Twoim wieku. Miała brązowe, kręcone włosy i prawie, że czarne oczy. Ubrana była w czarne, dziurawe spodnie, czarny top i moro kamizelkę. Wyglądała jak... Twoja mama z opowiadań Steve'a?
-No, Allie (ogarnęłam swój odwieczny błąd z obcojęzycznymi imionami), wreszcie do nas zawitałaś!-Zaśmiała się dziewczyna i skrzyżowała ręce na piersi.
-M-mama...?-Wydukałaś nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłaś. Na Twój język cisnęły się setki pytań, jednak Twoje gardło nie pozwalało Ci na wyduszenie chociażby sylaby.
-Cóż... W zaświatach mamy taki bajer, że sam sobie wybierasz wiek, w jakim będziesz tu hasać przez wieczność. Mój wybór padł na 22 lata, więc jestem od Ciebie o rok młodsza, więc teoretycznie Twoją mamą bym nie mogła być, ale teoria z praktyką się mija no i jestem.-Dziewczyna wzruszyła ramionami. Już otworzyłaś usta, by coś powiedzieć, brązowowłosa Cię uprzedziła.-Zanim zasypiesz mnie pytaniami typu, czy umarłaś, dlaczego ukrywałam prawdę, czy możesz mnie zamordować i takie ta różne, chodź się przejść, bo w tej... Białej próżni nie ma zbyt wiele do roboty.-Powiedziała Emilie (hellow, wygląda na Twoją rówieśniczkę, trochę bardzo byś się czuła nieswojo, gdybyś miała do niej ciągle mówić "mamo") wyciągnęła rękę w Twoją stronę i uśmiechnęła się zachęcająco. Nie bardzo wiedząc, co masz właściwie zrobić, chwyciłaś rękę dziewczyny. W momencie, gdy wasza skóra się dotknęła, nastąpił nagły rozbłysk światła i znalazłyście się... w... restauracji?
-R-restauracja? Poważnie?-Wydukałaś. Emilie spojrzała na Ciebie jak na idiotkę i lekko szturchnęła Cię łokciem.
-Hej, młoda, jesteś wśród swoich. Nikt Ci nic nie zrobi, a jak zrobi, to będzie miał do czynienia ze mną.-White uśmiechnęła się lekko, a Ty nieznacznie pokiwała głową.-To chodź.-Zachęciła Cię dziewczyna i pociągnęła w stronę stolika, przy którym siedziała dwójka mężczyzn. Jeden wyglądał jak wygłodzony Tony (porównajcie sobie), a drugi miał bujną, czarną czuprynę i błękitne oczy.
<Porównajcie sobie ich
-Matt, wypad.-Powiedziała dziewczyna do czarnowłosego i lekko uniosła głowę do góry. Mężczyzna skierował na nią swoje błękitne oczy.
-Skoro pani generał tak każe...-Zaśmiał się.-A co tu masz za swoją kopię?-Dodał spoglądając na Ciebie. Emilie zgromiła go wzrokiem.
-Ona nie jest tu na stałe, więc wypierpapier i odczep się od niej, w przeciwnym razie będziesz miał porachunki ze mną i kolejne parę ząbków naszego, drogiego Matta będzie oprawione w ramkę w moim pokoju.-Warknęła Emilie i skrzyżowała ręce na piersi. Matt wyciągnął ręce przed siebie w geście, że nie będzie się bronić i zsunął się z barowego stołka na przeciwko drugiego mężczyzny. Brunet siedzący przy stoliku posłał Emilie pytające spojrzenie, jednak ta odpowiedział dopiero po paru sekundach milczenia.
-Allie, to jest Howard. Twój teść. Howard, to jest Allie, Twoja synowa.-Powiedziała Emilie i usiadła na stołku naprzeciwko mężczyzny. Ten uniósł brwi do góry i spojrzał na Ciebie.
-To co ona tu robi?-Spytał mężczyzna, a jego wzrok wędrował pomiędzy Tobą, a Emilie.
-Zwiedza, wiesz?-Parsknęła dziewczyna i przewróciła oczami.-Ściągnęłam ją tutaj, przy sposobnej okazji, żeby nie wzięła mnie za zapatrzoną w siebie egoistkę, która nie raczyła jej powiedzieć prawdy.
-A tak nie jest?-Spytał Howard i zaczął toczyć walkę z swoimi kącikami ust.Ty nadal stałaś w milczeniu i przyglądałaś się całej sytuacji. Z tego, na co wygląda Howard i Emilie byli dobrymi przyjaciółmi jak na ziemi, jak i... Tu. (Gdybym umiała określić, gdzie jest niebo, było by napisane "na górze", bądź "na dole", ale ten tego...)
-Zamknij się!-Warknęła Emilie.
-Czy byście mi łaskawie powiedzieli, dlaczego, po chole*ę, mnie tu ściągnęliście?!-Nie wytrzymałaś i syknęłaś przez zęby jednocześnie mordując Twoich towarzyszy wzrokiem.
-Zaraz Ci Emilie wytłumaczy, ale najpierw mi wytłumaczy.-Powiedział Howard do Ciebie.-A teraz mi wytłumacz, proszę, dlaczego Maria się znowu na mnie obraziła i wygoniła z domu?-Tym razem pytanie było kierowane do Emilie. Dziewczyna uderzyła głową o stół.
-Ludzie drodzy...-Warknęła.-Al, czy Ty się też tak ciągle na swojego Starka obrażasz?-Spytała Emilie i spojrzała na Ciebie błagalnym wzrokiem. Wzruszyłaś ramionami. Musiałaś poważnie zastanowić się nad odpowiedzią. Z jednej strony nie mogłaś wyjść na obrażalską panienkę, a z drugiej musiałaś pomóc.
-Jak zrobi coś źle...-Postanowiłaś mówić prosto z mostu. Jak się nie podoba, to nie Twoja sprawa. Tony się nie czepia, więc jego ojciec też nie ma nic do gadania.-Na przykład się o wszystko czepia, jest wiecznie zazdrosny, podejrzliwy, lub jak zarywa do jakiejś obcej kobiety na moich oczach i poza nimi...-Westchnęłaś. Emilie uniosła brwi i spojrzała na Howarda.
-Masz odpowiedź.-Zaśmiała się.-Kup jej jakiegoś chabazia, zrób spaghetti i tak je sobie zjedzcie jak w "Zakochanym Kundlu", a potem weź ją na spacer. Byle w ładne miejsce. A Ty, Allie, chodź ze mną.-Dziewczyna szybko zeskoczyła z stołka, chwyciła Twoją dłoń i teleportowała was... na jakąś białą plażę?
-Ała...-Westchnęłaś. Od tych ciągłych teleportacji ciągle kręciło Ci się w głowie.
-I tak dobrze, jak na pierwszy raz.-Uśmiechnęła się Emilie.-Chodź się przejść.-Zaproponowała. Powoli kroczyłyście po białym piasku i podziwiałyście turkusowe morze, przy okazji wsłuchując się w świergot. mew.
-Widziałam, że już się poznałaś z Stevem-Powiedziała brunetka, by przerwać nieustającą chwilę ciszy, która akurat trwała.
-Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że on... Że on jest moim ojcem?-Spytałaś. Twoje serce biło jak oszalałe. Za chwilę miałaś usłyszeć odpowiedź, na pytanie, które męczyło Cię od niepamiętnych czasów.
-Ech...-Westchnęła Emilie i kopnęła kamień, który leżał na jej drodze.-Cóż... Nie wiedziałam, jak zniesiesz wiadomość o tym, że Twój ojciec był bohaterem z czasów drugiej wojny światowej. W ogóle nie miałaś wiedzieć, że byłam w tej śpiączce, że miałam ten przyspieszony atak, bo Steve Ci już mówił, prawda?  Eh... Chciałam Cię chronić. Chronić przed ciężarem, który spadłby na Twoje barki. Chciałam, żebyś miała w miarę normalny dzieciństwo, żebyś miała mamę, tatę... Sama to przerabiałam i życie w samotności nie jest... najłatwiejsze. Zrozumiem, jak nie będziesz chciała mnie przez to znać...-Powiedziała Emilie i skrzyżowała ręce na piersi. Szczerze? Rozumiałaś ją. Gdybyś znalazła się w jej sytuacji, postąpiłabyś tak samo. Dziecko jeszcze by coś w szkole palnęło i posypały by się docinki kolegów i koleżanek.
-Rozumiem Cię.-Powiedziałaś i spojrzałaś na twarz swojej rozmówczyni, w oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź. Jej jedyną reakcją było uniesienie kącików ust w górę i wykrzywienie ich w uśmiechu.-Teraz ja zadają pytanie. Czy małżeństwo Twoje i taty było tylko fikcją?-Spytałaś.
-Szczerze? Szczerze, to tak. Tata też wiedział, ale nie mówił CI z tego samego powodu, co ja... Oboje się o Ciebie martwiliśmy i dlatego na pozór tworzyliśmy zgraną parę.-Rzekła Emilie i ponownie lekko się uśmiechnęła.
-Nadal za nim tęsknisz? Za Stevem? Za Buckym?-Westchnęłaś i wbiłaś wzrok w podłoże. Wiedziałaś, że trafiłaś w najczulszy punkt swojej rozmówczynie. Steve i Buck byli dla niej jedyną rodziną. Imitacją rodziny.
-O każdej porze dnia i nocy... Ale wiem, że Steve'owi jest teraz dobrze.-Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy White. Wiedziałaś, że dziewczynę aż korciło, by powiedzieć: "Co nie zmienia faktu, że lepiej byłoby mu ze mną." Nadal tęskniła.
-Nie martw się, też za Tobą tęskni i Cię pamięta.-Powiedziałaś pocieszającym tonem i spojrzałaś na twarz Emilie. Na jej twarzy pojawił się sporych rozmiarów uśmiech.-A co z Buckym?-Dodałaś. Nadal chciałaś wiedzieć. No niby umarł, ale nie widziałaś go tutaj, więc...
-Wplątał... się... w niezłe... bagno.-Powiedziała Emilie.-Powiem Ci tylko tyle, że to za sprawą Hydry i nic, co robi, nie robi z własnej woli. Proszę uwierz. Bo jak Ci Steve pewnie naopowiadał, będę walczyć o dobre imię Bucka do ostatniej kropli krwi, więc proszę, nie wnikaj i nie podejmuj pochopnych decyzji i nie twórz sobie zdania na jego temat, jeśli nie znasz żadnych faktów. Błagam.-Mówiła błagalnym tonem. Miałaś mętlik w głowie. Wierzyłaś jej, to oczywiste, Emilie by Cię nie okłamała, ale... co takiego przeskrobał Barnes, że jest z nim tak źle? Nie miałaś wnikać, więc zostawiłaś to z znakiem zapytania na końcu.
-Jest sposób... żeby... No wiesz, Cię jakoś wskrzesić?-Spytałaś. Tak bez powodu. A może to dlatego, że za wszelką cenę chciałaś połączyć tory dwóch krążących gdzieś tam w oddali planet? (Za dużo Sylwii Grzeszczak się nasłuchałam i teraz takie ckliwe myśli mi w głowie siedzą. ;-;) Emilie milczała przez chwilę. Zapewne zastanawiała się nad odpowiedzią. Po pewnym czasie dziewczyna podwinęła rękaw kamizelki, odsłaniając tym samym bransoletkę z niezliczoną ilością zawieszek.
-Prezenty od przyjaciół. Nie pytaj.-Emilie uprzedziła Twoje pytanie odnośnie biżuterii i odpięła jedną zawieszkę w kształcie złotego i małego serduszka. Dwa razy klasnęła w dłonie, a przed nią pojawił się lewitujący, cieniutki i pozłacany łańcuszek. Dziewczyna chwyciła go w powietrzu i naciągnęła na niego zawieszkę.-Zawieszkę sama sobie kupiłam. Tak na pamiątkę, z Brooklynu. W środku jest taka... Magiczna energia mojej duszy.-Mówiła zapinając łańcuszek na Twojej szyi. Po wykonaniu tej czynności klasnęła kolejne kilka razy, a przed nią pojawiły się nożyczki i małe, przezroczyste pudełeczko. Emilie chwyciła nożyczki, odcięła sobie niedużych rozmiarów kosmyk włosów i zamknęła je w pudełeczku, które Ci następnie wręczyła.-Sama nie wiem, jak się to robi, ale musisz połączyć materię z energią i tchnąć życie w rzeźbę człowieka z gliny.-Kontynuowała i uśmiechnęła się do Ciebie.-Wtedy byś mnie... Zmaterializowała, że tak to ujmę.-W momencie, gdy to powiedziała obie się zaśmiałyście.-Jakbyś się spytała o wiek, to moje DNA odpowiada mnie w wieku dwudziestu dwóch lat, czyli teraz.-Dokończyła tłumaczyć, a Ty lekko pokiwałaś głową. Zmieszać energię z materią i tchnąć życie w kawałek gliny. Będziesz bawić się w Boga. Nice. Tylko jak Ty niby masz to zrobić?! Eh... Dobrze, że Bruce jest bioorganikiem, czy kimś tam podobnym i będzie mógł Ci pomóc...-Aha, jeszcze jedno. Nie mów nikomu o tym, że bawisz się w wskrzeszanie. Pomyślą jeszcze, że jesteś jakąś nekrofilką, Steve niepotrzebnie sobie zrobi nadzieje, a Tony weźmie Cię za wariatkę, gorszą od Taylor Swift, i z Tobą zerwie, bo się będzie bał.-Dodała. Nice. Twój misterny plan poszedł... Sami wiecie co robić. Westchnęłaś. Najwidoczniej czeka Cię masa pracy. Spojrzałaś na swoje ręce. Były na wpół przezroczyste.
-E-Em?-Spytałaś trzęsącym się głosem. Byłaś przerażona. Znikałaś. Rozpływałaś się. Dziewczyna skierowała na Ciebie wzrok i uśmiechnęła się delikatnie.0
-Wracasz do żywych.-Powiedziała z uśmiechem.-Nie martw się i pamiętaj, tej rozmowy i Twojej wizyty tutaj nigdy nie było. Nie mów nikomu. Steve'owi, Starkowi, nawet Natashy. NIKOMU.-Podkreśliła dziewczyna.
-Jasne.-Powiedziałaś z uśmiechem i zasalutowałaś. Emilie odwzajemniła uśmiech i gest. Przymknęłaś oczy i poczułaś, jak rozpływasz się w powietrzu.

CDN

-By Spajderowa

Ja naprawdę nie wiem, co ja brałam, ale macie tutaj takie oto coś... Takie nienormalne coś. Jesus, naprawdę, przegięłam. Postaram się twardo stąpać po ziemi i doprowadzić moją opowieść (ma wiele wątków. Właśnie odkryłam mój odwieczny błąd numer 2.)  do stanu... normalności. :D 3majcie się i papa! ^^

3 komentarze:

  1. To jak to ujęłaś: "takie oto coś" było świetne! Serio, jeden z lepszych rozdziałów. Dobra, dość słodzenia. Czas na pytanie standardowe: kiedy następny rodział??

    OdpowiedzUsuń