niedziela, 26 czerwca 2016

Po prostu ucieknijmy już z tego Marsa... #4 Nie jesteś potworem, Barnes

(Wiem, że nie zmienia się głównej (?) osoby, w której się pisze w trakcie książki, ale cii... Ja mogę. :'D I jeszcze macie sytuację z mojego życia:

-Monika, powycieraj jeszcze naczynia.-Powiedziała moja mama i wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia.
-A Ania nie może...?-Spytałam i lekko się skrzywiłam.-Mam jeszcze inne obowiązki!
-Dziecko, są wakacje, jakie Ty masz obowiązki?!-Moja mama spojrzała na mnie, jakby zobaczyła ducha.
-Muszę jeszcze pisać na bloga itd....-Burknęłam chwytając za ścierkę. 
-"Inna" nie ma wakacji!-Wtrącił ze śmiechem mój tata. 
-I PPUZTM!-Dodała moja siostra.
Taka sytuacja... cx










Wpatrywałam się Bucky'ego. Wyglądał na przerażonego, a jego klatka piersiowa unosiła się w nierównym tempie. Co jak co, ale koszmary mu w kość dawały.
-Spokojnie. Cokolwiek, co tam zobaczyłeś, nie pojawi się tutaj.-Powiedziałam, a na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. James na mnie nie spoglądał. Wpatrywał się w przeciwległą ścianę i mocno oddychał, jakby nie mógł wcześniej zaczerpnąć powietrza.
-Która godzina?-Spytał mężczyzna. Jego głos nie okazywał żadnych emocji. Był bezbarwny. Pokręciłam głową.
-Jesteśmy na Marsie, Buck. Nie da się określić godziny.-Westchnęłam i przetarłam dłonią oko.
-Czy moglibyście omawiać koszmary Jamesa trochę ciszej? Niektórzy, k****, próbują tu spać!-Usłyszałam z doły Watney'a. Przewróciłam oczami.
-Chodź do kuchni, Buck.-Rzekłam i powoli zsunęłam swoje stopy na chłodną podłogę. Moje ciało momentalnie przeszedł dreszcz. Stanęłam i spojrzałam na Barnesa. No, nie powiem, miał speeda, gdyż zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, stał przy mnie. Westchnęłam i poszłam do kuchni. Gdyby nie to, że było chole*nie ciemno, nie odczułabym różnicy, jednak zważywszy na mrok, jaki tu panował potknęłam się o krzesło i PRAWIE runęłam na ziemię. Dlaczego nie runęłam? Barnes miał  na tyle dobrze rozwinięty refleks, że złapał mnie w locie.
-Jesteśmy kwita.-Powiedział, gdy ja już stałam na nogach. Uśmiechnęłam się lekko.
-Chcesz mleka?-Spytałam podchodząc do lodówki i spojrzałam na niego. Buck pokiwał głową na znak, że tak i usiadł na krześle. Wyjęłam z lodówki biały proszek i zimną wodę. Ciecz ugotowałam i bla, bla, bla... Chyba wiecie, jak się robi mleko w proszku, nie? W każdym bądź razie podałam kubek Barnesowi i usiadłam na krześle przed nim. James wziął kubek i upił łyk napoju. Od środka zżerało mnie, by zapytać go o ten sen, jednak dobrze wiedziałam, że jeśli spytam, to albo go przyprawię o traumę, albo po prostu nie uzyskam odpowiedzi. Jak będzie chciał, to sam powie. Mężczyzna odstawił kubek z mlekiem i skierował na mnie swoje niebieskie tęczówki.
-Miałem sen...-Zaczął. Nie, naprawdę się tego nie spodziewałam...-Był Hitler...-Dobra, teraz mnie zamurowało. Moje źrenice bez mojej zgody powiększyły się, a usta lekko rozchyliły. Musiałam wtedy wyglądać komicznie.
-Jak... Jak Hitler?!-Wydukałam.
-Był też Stark...-Mhm, dzięki, Bucky. To na pewno była odpowiedź na moje pytanie, jednak chyba bardziej byłam przychylna do tego, że to właśnie ojciec Starka nawiedzał Bucka w jego koszmarach, niż Hitler.-Potem były urywki wszystkich morderstw, jakie popełniłem... Dlaczego mnie nie wybudziłaś?-Spytał Barnes. W jego głosie nie słyszałam wyrzutów. I tak był wdzięczny.
-Gdzieś czytałam, że jeśli ofiara koszmarów sama się z nimi zmierzy we śnie, ma mniejsze prawdopodobieństwo na ujrzenie tych samych koszmarów w następnych razach.-Westchnęłam.-Walczyłeś z nimi?-Spojrzałam na Barnesa. Lekko zagryzł wargi, jakby obawiał się mojej reakcji. Czyli nie walczył, a na dodatek myślał, że ja go za to ukarzę.
-Walczyłabyś z Hitlerem?-Spytał. W sumie... To tak. Wszyscy zawsze powtarzali mi, żebym nie podskakiwała silniejszym, bo jeszcze źle się to dla mnie skończy, jednak ja mimo wszystko się nie słuchałam i w ten sposób zbierałam siniaki i łamałam kończyny... Tia...
-Dobra, masz rację, nie dało się.-Powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Jestem potworem.-Powiedział Barnes po chwili ciszy.-Mordowałem niewinnych i nic z tym nie robiłem. Nie miałem skrupułów. Żadnego ludzkiego odruchu.-Mówił Buck i wlepił wzrok w stół. Westchnęłam i przysunęłam krzesło, na którym siedziałam bliżej.
-Bucky.-Zaczęłam.-Albo przestaniesz nazywać się potworem, albo obiecasz, że słowa "jestem potworem" już nigdy nie wypłyną z Twoich ust. Co Ty na taki układ?-Spytałam i uśmiechnęłam się lekko. Barnes milczał, lecz po chwili wlepił we mnie oczy, a jego kąciki ust minimalnie uniosły się w górę.
-A mogę mówić "jestem idiotą"?-Spytał i uśmiechnął się lekko. Westchnęłam i położyłam głowę na jego kolanach.
-Debil.-Burknęłam i mimowolnie się uśmiechnęłam.
-O, właśnie, sama potwierdzasz, że jestem idiotą.-Parsknął Barnes.-A teraz złaź.-Dodał. Miałam wielką ochotę go podenerwować, więc nie odpowiedziałam, tylko poprawiłam głowę.
-Nie.-Rzuciłam i zamknęłam oczy.
-Idiotka.-Burknął Bucky i delikatnie się uśmiechnął.
-Zdałnione dziecko.-Przykro mi, nie mogłam zostawić tego bez komentarza.
-Ciemnota.
-QŃ.
-Błażejorak. (Nie wnikajcie. :') )
-Nienawidzę Cię.-Warknęłam.
-Wzajemnie.-Zaśmiał się Barnes.-Możesz już zejść?
-Nie. Przecież mówiłam. Daj spać.-Burknęłam i zaczęłam udawać, że śpię. Po prostu byłam ciekawa jego reakcji.
-Co ja z Tobą mam...-Usłyszałam po chwili, a metalowa ręka pogładziła moje poplątane włosy.

CDN

-By Spajderowa.

Małe jest piękne, prawda? Bo ten rozdział mi się jakoś podoba bardziej od pozostałych... :')

2 komentarze:

  1. Jakie. To. Było. Wspaniałe! *-* No, ciekawa jestem co będzie dalej.. :3 :D

    OdpowiedzUsuń
  2. metalowa ręka <3 *-* ^^ zawsze w naszych sercach
    kiedy next?

    OdpowiedzUsuń