wtorek, 5 lipca 2016

Po prostu ucieknijmy z tego Marsa... #5 Mark myśliciel.

Zanim zaczniecie mnie mordować, że zawaliłam i spieprzyłam i tak dalej, spójrzcie na opowiadanie i słowa ode mnie pod spodem opowiadania.

Watney

Powoli otworzyłem jedno oko i zrozumiałem, że znowu wstaję jako ostatni. Nie, bo nie łaska obudzić biednego Watney'a rankiem, tylko w prawie samo południe. Właściwie, to ja sam się obudziłem, ale kit. Jednak pewna rzecz najbardziej przykuła moją uwagę - pościel na łóżku Dżenu* była niedbale rzucona, co niepodobne do właścicielki łóżka, bo zawsze po sobie ścieliła i sprawiała wrażenie pedantki, łóżko Bucky'ego również było puste i nie pościelone. Ale do niego się nie czepiam. Zawsze wstawał jak najwcześniej, by nie być skazanym na kolejne koszmary, a jego łóżko zawsze pozostawiało wiele do życzenia. A, i nie skończyłem wytykać Jennifer. Zawsze, ale to zawsze wstawała najpóźniej o godzinie, która mogła by być ziemską 14:00, a teraz jest zapewne zaledwie południe, a jej nie ma. I ich obojga nie ma w jednym czasie. To też dziwne. Dobra, słyszałem, jak Jennifer w nocy uspokajała Barnesa i potem coś do mnie mówiła, jednak byłem na tyle zmęczony, że jej nie słuchałem. K****. Znowu siedzę i filozofuję, zamiast ruszyć dupska i zrobić coś pożytecznego, jak na przykład odkrycie, dlaczego naszej parki (Nie oszukujmy się, cała załoga była zdania, że prędzej czy później, będzie Bufer*. [To wymyślił Martines. Mnie się nie czepiajcie.]) nie ma w łóżkach o tak wczesnej godzinie. powoli zsunąłem nogi na podłogę, przeciągnąłem się niedbale, by potem znowu się zgarbić i ziewnąłem. W końcu trzeba wstać, nie? Powoli się dźwignąłem, wziąłem z jednej z półek kamerę, na wypadek, gdyby w kuchni działo się coś ciekawego. (Pozdrawiamy wszystkich zboczeńców. ( ͡° ͜ʖ ͡°) ) Otworzyłem metalowe drzwi, które są metalowe i tak trudne do otwierania tylko dlatego, że zespołem odpowiadającym za budowę bazy rządziła kobieta i pewnie wtedy, gdy myślała, jakie drzwi by tu walnąć, wybrała takie chole****o, bo akurat wtedy miała okres. Hm... Jak Taylor Swift i jej Album Red i piosenka Bad Blood. W sumie nigdy jej nie lubiłem i tych innych gwiazd show biznesu, którymi tak naprawdę zarządzają Illuminaci. Jesus, ja naprawdę nie mam co robić ze swoim życiem, tylko jeździć po gwiazdach muzyki pop? Fakt. Na Marsie jest nudnawo, jednak bez przesady. Ja po prostu mam zryty mózg. Przez Martinesa. Spędzałem z nim za dużo czasu. Naprawdę przesadzałem, bo reszta załogi zaczęli mnie z nim schipować i nawet wymyślili nazwę: Watines. Wszedłem do kuchni i to, co zobaczyłem, przyprawiło mnie o nagły napad śmiechu plus zawał serca. Szybko włączyłem kamerę i ustawiłem nagrywanie, a potem wykadrowałem na słodko śpiących Bucky'ego i Jennifer. Brunet spał na siedząco z głową odchyloną do tyłu, a Draper głowę usadowioną miała na jego kolanach. Czyli się nie myliłem i Bufer aktualne. W sumie, to wyglądają słodko, gdy tak śpią i na pewno nie sprawiają wrażenia, że utknęli na Marsie i lada moment mogą zginąć. Cóż, może i nie będzie to śmierć tak fenomenalna, jak te wszystkie, bo na Marsie nie ma trolejbusów, które mogą kogoś potrącić, ani terrorystów, którzy mogą gdzieś podłożyć bombę i krzycząc "Allaha kara BUM!" wszystkich powystrzelać, ale może na nas spaść asteroida... albo mogą nam się skończyć zapasy... albo odwiedzi nas Zemo z swoim wierszykiem i aktywuje Zimowego Żołnierza, który weźmie sobie za cel pomordowanie nas... albo kubek, który właśnie leci w moją stronę okaże się bombą! Odskoczyłem z kamerą na bok, pozwalając, by naczynie rozbiło się na ścianie i prysnęło szkłem po całej podłodze.
-Mark, kretynie, co robisz?!-Usłyszałem wkurzony damski głos, należący do Dżenu. Byłem tak zajęty rozkimnami o terrorystach, że nie zauważyłem, że blondynka wstała i (zapewne) próbowała odkopać u siebie w pamięci filmik Śmierć na 1000 sposobów i wybrać ten najokrutniejszy, jednak na tyle prosty, by mogła zrobić go na Marsie i zaprosić mnie jako ochotnika. Zapewne tłumaczyła by się: "Ale to nie tak jak wszyscy myślą... *maślane oczka* chciałam po prostu sprawdzić, czy to działa, a nasz Mareczek tak idealnie się do tego nadawał... *słodki ton głosu, który przebija nawet Snapowego pieska, rzygającego tęczą.* "
-Nagrywam nasze słudziaśne Bufer!-Pisnąłem jak typowa nastolatka, na widok Harry'ego Stylesa. Szkoda, że zapewne teraz pozostał mu szok po urazowy po związku z Taylor i zapewne nie będzie miał zamiaru się z nikim wiązać... chyba, że wyjątek stanowią jego ziomkowie z jego upadłego Łan Dajrekszyn. (Wera, jeśli to czytasz, nie morduj mnie za to, co napisałam o chłopakach z Łan di. Nie mam piniendzy, za które będę mogła zorganizować stypę... I nie wiem, gdzie kupić czarne róże, które będą na moim grobie... ktoś wyśle linka? :p) Matko, co mnie tak wzięło na tą Taylor? Czy ja naprawdę nie mógłbym jeździć po nikim innym? Kimś, kto nie pisze piosenek o swoich byłych? I nie daje im banalnych tytułów? Jak Styles, które wcale nie było o Harrym Stylesie? W sumie Bart Baker ma z tego fajne parodie... Boższe, dlaczego tu nie ma internetu?! Mam chęć, by sobie jakąś parodię pooglądać... Aż mi się przypomniał wierszyk, którego mnie uczyli w szkole: "Pies miał chrapkę na kanapkę. Więc ją chapnął. Pycha, mniaaaam! A kanapka na to: "Au! Ktoś ukąsił mnie w oparcie! (...)"
-BUFER?! CIEBIE POGIĘŁO DO RESZTY?!-Wrzasnęła na całą bazę Jennifer, tym samym wyprowadzając mnie z zadumy. Jesus, jak ja będę tyle filozofywował, to zostanę filozofem większym, niż Mickiewicz i Słowacki razem wzięci! A oni byli w ogóle filozofami? A kit tam! Miałem laczka z angielskiego... No cóż, nauczycielka była polką i skrycie kochała się w Adamie Mickiewiczu i nas ciągle o nim uczyła... Jakbyśmy nie mieli w Ameryce własnych, lepszych pisarzy. Pff! Gdyby usłyszał to ten kumpel Bucky'ego, jak mu było? Steve Smith? Rogers? Chyba jakoś tak... W każdym bądź razie, Kapitan Ameryka, wściekłby się i rozniósł panią Konstantynopolitańczykiewiczową w drobny mak, bo my przecież mamy dobrych poetów i filozofów... K****. Znowu to robię. Znowu filozofuję o nieistotnych sprawach? A Mickiewicz był istotny? W zasadzie... Nie, koniec, koniec Mark! Bo Ci się mózg przegrzeje! Swój wzrok skierowałem na obudzonego krzykiem swojej dziewczyny Bucka.
-Co jest, do diabła?-Warknął na w pół przytomny mężczyzna.
-Ten pacan-Jennifer mówiąc to wskazała na mnie.-Nas schipuje!-Wydarła się. Matko... Czy ona kiedyś ściszy swój głos? Powinna mówić jak Julie... Taka jedna kujoneczka z mojej klasy. Zawsze mówiła szeptem, a szeptała niesłyszalnie. Pewnego dnia, gdy dziewczyny z mojej klasy były ciekawe, jak ona krzyczy, zaczęły ją łaskotać, a Julie pod przymusem krzyknęła tak, jaki ja mam normalny ton głosu...
-Co robił?-Spytał niedowierzający Barnes i zamrugał powiekami. Jennifer westchnęła. Widocznie nie miała już siły na zacofanie swojej drugiej połówki.
-Hajta. Swata. Łączy.-Draper przewróciła oczami.-Po prostu robi z nas parę. Bucky przez chwilę nie odpowiadał. Zapewne zastanawiał się, dlaczego Dżen robi z tego taką aferę, jeśli są parą. A jeśli nie są... zapewne zastanawia się, jakby to było, gdyby byli, bo tego tak naprawdę by chciał.
-ŻE CO K****?!-Zawołał Barnes i poderwał się z krzesła jak oparzony.-Nie jesteśmy razem, Mark.-Warknął brunet. Na moich ustach pojawił się wredny uśmieszek. Akurat miałem wielką ochotę,  powkurzać kogoś, a nasze gołąbeczki nadawały się do tego idealnie. Jak to było? "Ideolo!" Jak piszą teraz wszystkie laski na Instagramie w hastagach...
-My nie. Ty i Jennifer, Buck.-Zacząłem i wyszczerzyłem usta w szeroki uśmiech. Bufer w tym samym momencie walnęli face palma i najwidoczniej stracili chęci do życia.
-Mark, wbij sobie, proszę, do tej swojej tępej główki i mózgu, ale chyba go nie masz, że nie ma żadnego Bufer, a ja i Buck jesteśmy TYLKO przyjaciółmi.-Westchnęła blondynka, a ja teatralnie pokiwałem głową. -A teraz wybacz, bo mnie obudziłeś wczesnym rankiem.-Burknęła Draper i poszła do pokoju.-I kto zamontował tak ciężko otwierające się drzwi?!-Krzyknęła przy okazji. Oho, nie jestem jedynym, który tak sądzi... Spojrzałem na Barnesa, który ubierał się w swój skafander.
-A Ciebie gdzie wywiało?-Spytałem.
-Jak najdalej od Ciebie.-Burknął.-A tak na serio, to idę zbierać próbki.-Dodał tonem równie opłukanym z emocji, co poprzednie wypowiadane przez niego zdanie. Zanim zdążyłem się obejrzeć, mężczyzny już nie było w pomieszczeniu i zostałem sam. Jak widać, znowu narobiłem sobie wrogów. Cóż... Kto nie ma wrogów... Co ja gadam? Nie ma osoby bez wrogów! A Bucky'emu i Dżenowi szybko przejdzie...

*Dżen - JENnifer. Przezwisko Draper. ;)
*Bufer - BUcky. JenniFER. Jak są te wszystkie shipy. Np. Dramione, bądź Stucky...

CDN

-By Spajderowa

Wijem, przetrzymałam was bez postów hu, hu i jeszcze trochę, ale zrozumcie... Miałam problemy z czasem i dostępem do kompa... Ale teraz jest, taki nic nie wnoszący do fabuły rozdział, który głównie opierał się na jeżdżeniu po Taylor Swift... Sorry, tok rozumowania Watney'a urzekł mnie swym debilizmem i myślę, że częściej będę pisać z jego punktu widzenia. :3 Tak więc 3majcie się i apap. ^^

2 komentarze: